It is very well known that the most fundamental unit of deep neural networks is called an artificial neuron/perceptron.But the very first step towards the perceptron we use today was taken in 1943 by McCulloch and Pitts, by mimicking the functionality of a biological neuron.

11:36, | Przewodniczący Rady Miejskiej Mariusz Treder oraz burmistrz Kartuz Mieczysław Gołuński. Panowie regularnie toczą spory, ale jeden z nich przeniósł się na salę sądową. Burmistrz Kartuz Mieczysław Gołuński wytoczył proces przewodniczącemu kartuskiej Rady Miejskiej Mariuszowi Trederowi. Chodzi o jedną z jego wypowiedzi na łamach lokalnych portali. Burmistrz Kartuz poczuł się urażony komentarzem Mariusza Tredera, przewodniczącego kartuskiej Rady Miejskiej, dotyczącym konfliktu między władzami gminy, a właścicielami kwiaciarni i stoiska plenerowego przy Placu Brunona. Szef Rady Miejskiej odnosząc się do tej sprawy napisał że "burmistrz powinien pomagać, a nie szkodzić. Należy się zastanowić czy burmistrzowi nie pomyliły się po prostu role - zamiast służyć mieszkańcom, traktuje ich jak swoich poddanych, a gminę jak "folwark Gołuńskiego (...) oraz (...) Czy nie jest tak, że Pan burmistrz jak "lokalny dyktatorek" bezkarnie próbuje niszczyć dorobek tych ludzi, którzy - podkreślam - w moim przekonaniu chcą pracować i dawać pracę?(...). [ZT]31931[/ZT] Mieczysław Gołuński, burmistrz Kartuz poczuł się urażony tą wypowiedzią i uznał, że te słowa mogą poniżyć go w oczach opinii publicznej. Skierował do sądu prywatny akt oskarżenia przeciwko przewodniczącemu Rady Miejskiej. Panowie spotkali się na sali sądowej podczas posiedzenia pojednawczego, ale nie doszli do porozumienia. Burmistrz Kartuz domagał się przeprosin, na których formułę i zakres nie zgodził się z kolei szef Rady. Rozpoczął się więc proces. Wczoraj miała miejsce pierwsza rozprawa. Sąd przesłuchał burmistrza Kartuz oraz jednego ze świadków. Przewodniczącego Rady Miejskiej reprezentował jego adwokat. Jak dziś obie strony sporu komentują tę sprawę? - Zdecydowałem się skierować sprawę do sądu, ponieważ pan przewodniczący ewidentnie obrażał mnie publicznie, co jest niedopuszczalne i czego nie można tolerować. Przewodniczący Rady Miejskiej powinien z burmistrzem współpracować, a nie stać po "drugiej stronie barykady" - mówi burmistrz Kartuz Mieczysław Gołuński. - Domagam się przeprosin oraz niewielkiej kwoty na rzecz kartuskiego hospicjum. Pan przewodniczący nie zgodził się na warunki ugody, dlatego rozpoczął się normalny proces przed sądem. Mariusz Treder, przewodniczący kartuskiej Rady Miejskiej przyznaje, że jego słowa były dosadne, ale liczył, że skłonią szefa samorządu do refleksji. - Pan Burmistrz ma już tyle spraw w sądzie, że można odnieść wrażenie, że albo polubił to miejsce i jest to jego nowe hobby albo bardzo się zagubił - mówi szef kartuskiej Rady Miejskiej. - Skomentowałem całą tę sytuację tak jak ją odbieram, może trochę dosadnie, mając jednak nadzieję na opamiętanie się pana Gołuńskiego i weryfikację jego zachowania w stosunku do właścicieli kwiaciarni. Jeżeli sąd przyzna, że burmistrz mógł się czuć obrażony, to oczywiście go przeproszę - nie stanowi to dla mnie żadnego problemu. Dla mnie szaleństwem jest stawianie dziesiątek znaków, ławeczek które mogłyłby stanąć choćby w naszych sołectwach, donic z kwiatami mającymi uniemożliwić wjazd na posesję właścicielom kwiaciarni, które sąd następnie nakazuje usunąć - jest tego sporo, a Gołuński nadal swoje. Na tej kłótni i walce z przedsiębiorcami gmina traci pieniądze na rozprawy sądowe, a mieszkańcy mają utrudniony dostęp do promenady, z której mogliby normalnie korzystać. Szkoda, ale cóż, taka nasza kartuska rzeczywistość.

Pan urzędnik więcej zapłaci pewnie za adwokata, więc śmiech na sali. Kolejnym razem niech Żyrardów zainspiruje się "godnymi wałkami" takimi jak 70milionów. Takim przewałem zaryzykował Sasin i w ogóle nie poszło mu w pięty.
1 pójść * * * pf. 1. (= skierować się) go, head for; pójść do kina/na spacer go for a walk/to the movies; pójść, gdzie oczy poniosą go and never look back; pójść w ślad za kimś follow sb; poszedł jak zmyty pot. he buzzed off, he cleared out. 3. (= zostać wysłanym) be sent; czy list już poszedł? has the letter been sent yet? The New English-Polish, Polish-English Kościuszko foundation dictionary > pójść 2 pięta ; dat sg - cie; f * * * f. 2. (w bucie, skarpecie, pończosze) heel. 3. żegl. heel. The New English-Polish, Polish-English Kościuszko foundation dictionary > pięta 3 pię|ta f 1. (część stopy) heel 2. (w skarpecie, pończosze) heel, heel-piece; (w bucie) counter 3. Żegl. (masztu) heel; (bomu) gooseneck - mieć kogoś/coś w pięcie pot., euf. not to give a fig a monkey’s posp. about sb/sth - odpowiedział jej tak, że jej w pięty poszło what he said cut her to the quick a. touched her on the raw pot. - tak mu nagadam, że mu w pięty pójdzie I’ll give him such a talking-to that he won’t forget it in a hurry The New English-Polish, Polish-English Kościuszko foundation dictionary > pię|ta См. также в других словарях: poszło [pójdzie] — {{stl 8}}{coś} {{/stl 8}}poszło [pójdzie] {{/stl 13}}{{stl 8}}{komuś} {{/stl 8}}{{stl 22}}w pięty {{/stl 22}}{{stl 7}} coś kogoś mocno dotknęło (dotknie), sprawiło (sprawi) dużą przykrość; ktoś odczuł (odczuje) coś dotkliwie : {{/stl 7}}{{stl… … Langenscheidt Polski wyjaśnień pójść — Alkohol (wino, wódka itp.) poszedł komuś do głowy, w nogi zob. iść 1. Bomba poszła w górę zob. bomba 3. Cała para poszła w gwizdek zob. cały 1. Coś komuś poszło jak po maśle, jak z płatka, jak po mydle zob. iść 4. Coś (nie) poszło komuś na… … Słownik frazeologiczny pięta — ż IV, CMs. pięcie; lm D. pięt 1. «tylna część stopy» Gołe pięty. Dudnić bosymi piętami. Przysiąść na piętach. Odwrócić się, wykręcić się, zakręcić się na pięcie. ◊ Pięta achillesowa, pięta Achillesa «czyjaś słaba strona, dziedzina, w której ktoś… … Słownik języka polskiego pięta — 1. pot. Coś poszło komuś w pięty «coś dotknęło kogoś mocno, do żywego»: Wczoraj, gdy chłopcy wrócili z wywiadowczej wyprawy, zamiast kolacji dostali takie pater noster, że im w pięty poszło. A. Bahdaj, Wakacje. 2. pot. Deptać komuś po piętach;… … Słownik frazeologiczny pójść — {{/stl 13}}{{stl 8}}cz. dk IXd, pójśćjdę, pójśćjdzie, pójdź, poszedł, poszli {{/stl 8}}{{stl 20}} {{/stl 20}}{{stl 12}}1. {{/stl 12}}{{stl 7}} idąc, skierować się w którąś stronę, wybrać się dokądś, w jakimś celu; zacząć iść dokądś; podążyć;… … Langenscheidt Polski wyjaśnień pójść — dk, pójdę, pójdziesz, pójdź, poszedł, poszła, poszli 1. «udać się dokądś, idąc skierować się w którąś stronę; podążyć» Pójść do kina, na spacer. Pójść na przełaj, przed siebie. Pójść w stronę lasu. Pójść szybkimi krokami. Ogary poszły w las.… … Słownik języka polskiego pięta — {{/stl 13}}{{stl 8}}rz. ż Ia, CMc. pięcie {{/stl 8}}{{stl 20}} {{/stl 20}}{{stl 12}}1. {{/stl 12}}{{stl 7}} tylna część stopy : {{/stl 7}}{{stl 10}}Obetrzeć piętę. Gołe pięty. {{/stl 10}}{{stl 20}} {{/stl 20}}{{stl 12}}2. {{/stl 12}}{{stl 7}} w… … Langenscheidt Polski wyjaśnień

Poso Mou Lipi Sotis Volanis - Poso mou leipei ( Greek & Engilsh lyrics ) [Original] [HQ] 4:12 ΠΟΣΟ ΜΟΥ ΛΕΙΠΕΙ - ΣΩΤΗΣ ΒΟΛΑΝΗΣ 4:11 Valantis - Poso Mu Lipi 3:26 GREEK & ARABIC & TURKISH REMIX | Poso Mou Leipei | - | Ya Ghayeb | - | Beni Unut | 4:11 Gimi Cenaj - Poso mou leipei 0:23 Fadl Shaker Sotis Volanis Ya Ghayeb Arabic Greek flv 4:02 Πέτρος Ιακωβίδης

Kategoria: Nowożytność Data publikacji: Autor: Przy tekście pracowali także: Kamil Janicki (redaktor) Polacy z pełną powagą traktowali rolę obrońców przedmurza chrześcijaństwa. Zamiast wspominać Warnę i inne porażki, warto powiedzieć o triumfalnych potyczkach. Bo nasi przodkowie przynajmniej pięciokrotnie pokazali, że „Pohańca” można pobić. I to tak, by mu aż w pięty poszło. Początki były trudne. 10 listopada 1444 roku pod Warną przewaga liczebna była po stronie wojsk sułtana tureckiego Murada II. Jednak wojska polsko-węgierskie pod dowództwem wojewody siedmiogrodzkiego Jana Hunyady’ego – zwanego przez Turków „Przeklętym Jankiem” – i króla Władysława III – zwanego od zakończenia tej bitwy „Warneńczykiem” – walczyły bardzo sprawnie. Wydawało się, że wymkną się z pułapki i odniosą zwycięstwo. Losy starcia barwnie odmalował Maciej Siembieda – autor intrygującej powieści „444”: Hunyady był panem sytuacji. Stając w strzemionach, po raz dwunasty spojrzał na pobojowisko i nagle chwycił się za głowę, jakby dosięgnął go cios: król Władysław, który miał czekać na ostateczne uderzenie ciężkiej jazdy – o ile w ogóle będzie ono potrzebne – samowolnie ruszył z chorągwiami na janczarów. Przeklęty Jan zdążył jeszcze krzyknąć: „Nie!”, aż przerażony koń stanął pod nim dęba, ale był to już tylko krzyk rozpaczy. Pancerna konnica wbiła się w czworobok piechoty otaczający sułtana i nawet uczyniła w nim wyłom, ale dla janczarów opanowanie nieprzemyślanej szarży było dziecinnie proste. Precyzyjnie razili włóczniami konie, a kiedy te padały, zrzucając jeźdźców – zabijali leżących pojedynczym pchnięciem jataganu. Do likwidacji rumaka okutego żelazem i rycerza w pełnej zbroi potrzebowali tak naprawdę dwóch ruchów. Wierzchowiec króla – rażony grotem – również zarył przednimi kolanami w piach, a jeździec w lśniącej zbroi przeleciał nad jego karkiem i runął metr dalej. Kilku tureckich piechurów ruszyło w jego stronę, ale powstrzymał ich krzyk olbrzymiego janczara w czerwonej kierei: – Stójcie! Jest mój! publiczna. Obserwujący z boku pole bitwy Przeklęty Jan nie był w stanie zatrzymać bezmyślnej szarży polskiego króla. Cofnęli się. Lśniący rycerz z zamkniętą przyłbicą zdążył w tym czasie się podnieść, a wtedy Kodża Chazer mimo swoich potężnych rozmiarów podskoczył do niego z kocią zręcznością i jednym ruchem szabli odciął mu głowę. Nad centrum bitwy rozległ się ogłuszający ryk triumfu. OK, faktycznie, tego dnia pod Warną nie poszło nam najlepiej. Król Władysław, co prawda zyskał swój przydomek, wieczną sławę rycerską i wdzięczność (za wysiłki, choć nie za efekty) ludów słowiańskich uciskanych przez osmańskich Turków, ale stracił koronę, władzę, życie i głowę, którą zawieziono do tureckiej stolicy. Bilans cokolwiek kłopotliwy. Przedmurze chrześcijaństwa 9 lat później upadł Konstantynopol i zaczęła się nowa epoka w dziejach kontaktów polsko-tureckich. Generalnie były one zupełnie w miarę, a w 1533 r. Zygmunt Stary i Sulejman Wspaniały zawarli nawet układ o wieczystym pokoju, co przełożyło się na basen Morza Śródziemnego, gdzie sułtan zakazał atakowania statków i posiadłości Księstwa Bari – rodowej posiadłości żony polskiego króla, Bony Sforzy. Czasami jednak iskrzyło. Najczęściej wtedy, gdy do łupieżczych akcji ruszali podlegający Turcji Tatarzy i Kozacy formalnie podporządkowani Rzeczypospolitej. Walki toczyły się także w Mołdawii, gdzie swojej polityki próbowali polscy magnaci, a pamiątką po wcale realnym zagrożeniu atakiem tureckim na Kraków jest istniejący wciąż Barbakan. Tak naprawdę sytuacja między oboma państwami zaostrzyła się, gdy król Zygmunt III wysłał na pomoc Habsburgom oddział lisowczyków, co Turcy uznali za pomoc dla ich wrogów. Wybuchła pierwsza z serii wojen. Fortuna wojenna sprzyjała to jednym, to drugim, ale parokrotnie nasi ówcześni południowi sąsiedzi spod znaku półksiężyca dowiadywali się aż nadto wyraźnie, co to znaczyło zadrzeć z przedmurzem chrześcijaństwa. Takich przedmurzy było oczywiście więcej – każdy kraj graniczący z obcą kulturą lub religią mógł takie miano przyjąć, ale skupmy się na tym, co nasze. I przypomnijmy kilka miejsc i dat, o których tureccy wojskowi woleliby nie pamiętać. Zobacz również:Do odsieczy wiedeńskiej mogło nigdy nie dojść. Francuzi oferowali Sobieskiemu ogromną łapówkę za porzucenie cesarzaTo każdy Polak musi wiedzieć o bitwie pod Wiedniem. Najważniejsze liczby i faktyMehmed II Zdobywca – osmański geniusz militarny. Chocim po raz pierwszy Początek wojny z Turcją z lat 1620-21 nie był najlepszy – przegraliśmy bitwę pod Cecorą, gdzie poległ dowodzący wojskami Rzeczypospolitej hetman Stanisław Żółkiewski. Rozochocony sukcesem 17-letni sułtan Osman II planował dokończyć dzieła – zająć Polskę po Bałtyk i zniszczyć Habsburgów w wojnie trzydziestoletniej. publiczna. Bitwa pod Cecorą skończyła się klęską Rzeczpospolitej i śmiercią hetmana Żółkiewskiego. Obraz autorstwa Witolda Piwnickiego. Powinien jednak był odpuścić, gdy w dniu wymarszu jego wojsk nastąpiło zaćmienie słońca. Nie odpuścił i do bitwy doszło pod Chocimiem, gdzie w warownym obozie znalazło się 25-26 tysięcy żołnierzy pod dowództwem hetmana wielkiego litewskiego Jana Karola Chodkiewicza i 20-30 tysięcy Kozaków pod wodzą hetmana Piotra Konaszewicza Sahajdacznego. Wkrótce obległo ich 100 tysięcy wojska tureckiego, mocarstwa przed którym drżała Europa. Od 2 września trwały walki, Turkom nawet udało się wedrzeć do polskiego obozu, ale kontratak jazdy prowadzonej przez samego hetmana wyparł ich poza wały. 9 października 1621 roku podpisano układ. Kto wie, jak potoczyłyby się dalsze losy bitwy, gdy w trakcie oblężenia nie zmarł schorowany polski hetman. Jednak o końcu wojny zadecydowały braki jedzenia, paszy i materiałów wojennych, które dokuczały obu stronom. Do momentu podjęcia rokowań Turcy stracili 40 tysięcy poległych i zmarłych, a Polacy i Kozacy łącznie 14 tysięcy poległych, zmarłych z głodu i chorób oraz dezerterów. Po porażce turecki sułtan Osman II chciał zreformować korpus janczarów, który oskarżył o tchórzostwo. Jednak to podwładni wykazali się sprytem, inicjatywą i zdecydowaniem – uwięzili swojego władcę i zamordowali go. publiczna. Osman II chciał zreformować tureckie wojsko. Nie zdążył, został zamordowany. Chocim po raz drugi Początki znowu były złe – w 1672 roku Mehmed IV zdobył Kamieniec Podolski i obległ Lwów. W Buczaczu Rzeczpospolita zrzekła się części Ukrainy oraz Podola z Kamieńcem. Takiej hańby Sejm jednak nie ratyfikował i uchwalił podatki na wojsko. Tym razem zaatakowali Polacy, którzy ruszyli na Turków pod Chocimiem. Siły były wyrównane – obie strony miały po ok. 30 tys. jazdy i piechoty. Choć Polacy byli wymęczeni 300-km marszem oraz brakami w zaopatrzeniu, to jednak mieli przewagę jakościową, bo dowodził nimi hetman wielki koronny Jan Sobieski. Ten znał się na sztuce wojennej jak mało kto i zdaniem Pawła Jasienicy „Zaprosił listopad na sprzymierzeńca. Noc, lodowaty wicher i deszcz ze śniegiem były udręką dla Polaków i Litwinów, śmiertelną torturą dla Turków”. Przez całą noc z 10 na 11 listopada 1673 r. polska artyleria prowadziła ogień, a trębacze grali do szturmu. Ten nie nadchodził, ale mroźna noc z szalejącą zadymką śnieżną przerzedzała szeregi tureckich obrońców i zmęczyła tych, którzy trwali na posterunku. publiczna. Kolejna w XVII stuleciu bitwa pod Chocimiem i kolejny sukces Rzeczpospolitej. Obraz pędzla Franciszka Smuglewicza. Gdy rankiem kolejny sygnał przyniósł prawdziwy atak, mołdawscy sojusznicy Turków uciekli, a polska piechota zdobyła wały i rozkopała je, aby wpuścić do obozu jazdę. Następnie, mimo tureckich kontrataków dokończono dzieła, a reszty dokończył atak husarii. Turków spotkało jeszcze jedno nieszczęście – pod naporem uciekających jedyny w Chocimiu most na Dniestrze załamał się. Straty tureckie były znaczne. Co ciekawe – zwycięstwo nastąpiło w rocznicę bitwy pod Warną. Przyniosło obfite łupy, a w Polsce znacznie zwiększyło się pogłowie wielbłądów. Jana Sobieskiego Turcy zaczęli nazywać z respektem „Lwem Chocimskim”, ale niestety nie dokończył on dzieła – tuż przed bitwą zmarł król Michał Korybut Wiśniowiecki, a zwycięski hetman pojechał na wolną elekcję jako kandydat na przyszłego monarchę. Jak moździerz wystraszył Szejtana Potyczki pod Żurawnem (pisanym czasem: Żórawnem) stoczonej w widłach Dniestru i Krechówki na Ukrainie między 25 września a 14 października 1676 roku nie da się porównać z wielkimi bitwami toczonymi przez Rzeczpospolitą. Warto ją jednak przybliżyć z uwagi na ciekawy fortel zastosowany przez Polaków. Armia turecko-tatarska pod wodzą paszy Damaszku Ibrahima Szejtana i chana Selima Gireja miała 40 tysięcy ludzi i dwukrotną przewagę nad Polakami, którzy pod wodzą króla Jana III schronili się w obozie warownym. Po pierwszych nieudanych i odpartych krwawo szturmach, Turcy zaczęli oblężenie i ograniczyli się do ostrzału z armat. Ogień był intensywny, powodował duże straty, a w dodatku obrońcom zaczęło brakować jedzenia i paszy. Owszem, ogień polskiej artylerii też powodował duże straty w szeregach tureckich, ale dopiero przyciągnięcie przez obrońców starego moździerza z pobliskiego zamku i otwarcie z niego ognia spowodowało tureckie zaniepokojenie. Otóż Turcy wiedzieli, że Polacy nie mają moździerzy, dlatego nowy rodzaj broni artyleryjskiej spowodował u nich poważną obawę, że oto nadeszła polska odsiecz. Bardzo szybko zawarto zawieszenie broni, a trzy dni później 17 października podpisano rozejm. Tak oto iście szatańska sztuczka ze starym moździerzem wystraszyła Ibrahima Szejtana… Wiedeń – triumf znany w świecie Tym razem była to bitwa, która zdecydowanie powinna być określona przez lorda Edgara Vincenta D’Abernona jako jedna z decydujących bitew świata. Polski król – zwany z nienawiścią przez Turków „przeklętnikiem nazwiskiem Sobieski” – wyruszył z armią koronną w sile 27 tysięcy jazdy i 27 dział na pomoc Habsburgom. Polska wchodziła w skład szerszej koalicji złożonej z Austriaków, Bawarów, Szwabów, Frankonów i Sasów. Ich celem było uwolnienie stołecznego Wiednia, który obległa ponad stutysięczna armia oblężnicza pod wodzą wezyra Kara Mustafy. Ten mógł zdławić opór miasta wcześniej, ale chciał doprowadzić do jego poddania się, a nie rozstrzygać sprawy atakiem. Nie chodziło mu wcale o ocalenie swoich żołnierzy, ale o to, że kapitulacja twierdzy dawała prawo do łupu wodzowi, a wzięcie jej szturmem – żołnierzom. publiczna. Bitwa pod Wiedniem – jeden z największych polskich triumfów w historii. Autor nieznany. Gdy nadeszła odsiecz, Turcy część wojsk zostawili w szańcach oblężniczych, a częścią próbowali powstrzymać wojska sprzymierzone, którymi dowodził polski król. Siły były wyrównane – 60-80 tysięcy ludzi i 70 dział tureckich przeciwko 70 tysiącom ludzi i 80 działom chrześcijańskim. Najpierw uderzyli Austriacy pod wodzą księcia Karola Lotaryńskiego, potem Niemcy księcia Georga Waldecka. Na końcu wyszedł główny cios – z prawego skrzydła ruszyła najpierw polska piechota, potem lekka jazda zbadała teren, aż wreszcie do boju ruszyła husaria i reszta jazdy sprzymierzonych. Nie było siły, by powstrzymała ten impet. Najeźdźcy stracili 10-15 tysięcy żołnierzy w bitwie, sprzymierzeni – 15 tysięcy (łącznie podczas walk i oblężenia), ale klęska Turków była niepodważalna. Utracili nie tylko obóz, ale i prawie pewne zwycięstwo. Bogate łupy wpadły w ręce zwycięzców, niejeden z uczestników tej wiktorii stał się dzięki temu prawdziwym panem. Zwycięstwo stało się słynne w całej Europie, na Bałkanach rozwinął się ruch narodowowyzwoleńczy, a Turcy zaczęli odwrót ku Bosforowi. W Wiedniu pojawiła się zdobyczna kawa serwowana w kawiarni, a król zyskał wdzięczność wiedeńczyków i miano „Lwa Lechistanu” u Turków. Wiedeń został ocalony, a plany zajmowania Europy Środkowej Turcy musieli schować głęboko do archiwum. Choć niestety akurat Polska żadnych wymiernych profitów z tego nie wyciągnęła. Ostatni akord – Parkany W zasadzie to bitwy były dwie. W pierwszej, rozegranej 7 października 1683 r., triumfowali Turcy, za którymi zapędził się król Jan III Sobieski po zwycięstwie pod Wiedniem. Od niewielkiego starcia pod Parkanami na Węgrzech do wielkiego nieszczęścia było bardzo blisko. Wystarczyło, że błąd popełniła straż przednia, a potem nagle wybuchła panika w polskich szeregach i wojsko uciekło. Uciekał z nim sam król, którego w ostatniej chwili przed atakiem tureckich spahisów uratował nieznany z imienia i nazwiska żołnierz. Pogoń zawróciła dopiero na widok cesarskich kirasjerów. Polacy stracili półtora tysiąca ludzi. Dwa dni później król wziął rewanż prawie dokładnie na miejscu swojej klęski. Turcy mieli 36 tysięcy wojska, a Polacy i Austriacy – 31 tysięcy. Mimo przewagi liczebnej i dużej odwagi wojska sułtańskie nie przełamały frontu. Gdy najeźdźcy wyczerpali wszystkie swoje odwody, do ataku ruszyła polska jazda, której impetu Turcy ponownie nie wytrzymali i rzucili się do panicznej ucieczki przez most. Ten most też z kolei nie wytrzymał – ciężaru. Część armii tureckiej została wycięta, część potopiła się, a całość praktycznie przestała istnieć. Z pogromu uratowało się jedynie tysiąc dwustu ludzi. Wojny Rzeczypospolitej z Turcją trwały do momentu podpisania pokoju w Karłowicach w 1699 roku. Przez kolejne 220 lat Turcję wypychano z Europy, ale ostatecznie do końca wyrzucić się z niej nie dała. Przyjęła alfabet łaciński, wstąpiła do NATO. A w międzyczasie – pomimo trudnej historii – jako jedyny kraj na świecie nie uznała rozbiorów Polski i jej władcy cały XIX i kawałek XX wieku czekali aż przybędzie poseł z Lechistanu. Bibliografia: Tomasz Gąsowski, Jerzy Ronikier, Piotr Wróbel, Zdzisław Zblewski, Bitwy polskie. Leksykon, Kraków 2000. Paweł Jasienica, Rzeczpospolita Obojga Narodów, Warszawa 1982. Leszek Podhorodecki, Sławne bitwy Polaków, Warszawa 1997. Michał Wasiucionek, Między przedmurzem chrześcijaństwa a posłem z Lechistanu, „Dzieje Turków”, „Pomocnik Historyczny” magazynu „Polityka”, nr 3/2016. Zobacz również
Mia matia monaha mas eftase O kaimos tin mahi tin ehase To 'niotha pos apopse Tha se ksanado Horismos ke ponos ksehastikan Ki i psihes ks

Polish Arabic German English Spanish French Hebrew Italian Japanese Dutch Polish Portuguese Romanian Russian Swedish Turkish Ukrainian Chinese English Synonyms Arabic German English Spanish French Hebrew Italian Japanese Dutch Polish Portuguese Romanian Russian Swedish Turkish Ukrainian Chinese Ukrainian These examples may contain rude words based on your search. These examples may contain colloquial words based on your search. Popękane pięty isn t uznane za szkodliwe, z wyjątkiem przypadków, kiedy masz głębokie szczeliny w pięty. Cracked heel isn't considered harmful, except when you have deep fissures in the heel. Skydex Kapsułki powietrza w pięty i łukiem. Włókno Coolmax odprowadza pot od ciała, przez co umożliwia jego szybkie wyparowanie. Skydex air capsules in the heel and arch convert impact into kinetic energy. CoolMax moisture wicking fabric. Polymer gel in the forefoot strengthens shock Now SHOC PAD (w pięty, zapewnia amortyzację wstrząsów) Shoc PAD (in heel, gives shock absorption) Adaptacyjne pianki padding w pięty Adaptive Foam padding in heel Merrell w poduszkę w pięty Poszło mu w pięty, staruszku. Ale im dłużej czekałem, tym bardziej wejdzie jej to w pięty. I knew exactly what to say, but the longer I waited, the more I knew it would make her squirm. No to teraz poszło mi w pięty. Zbyt dużo im powiecie, wykorzystają to i to tak, że pójdzie wam w pięty. You give them too much information, they'll act on it, and always in a way that bones you. Chyba w pięty im poszło, bo wzięli i się wynieśli, a pieniądze zostawili. And I guess I made 'em feel real bad, 'cause they just picked up and left without takin' the money! Ale im dłużej czekałem, tym bardziej wejdzie jej to w pięty. Grubość w pięty: 2,8 mm ( ) Reed moc: 2 (odpowiednie dla początkujących) Thickness at Heel: ( ) Reed Strength: (Suitable For Beginners) Odpocząłem tak, że aż mi w pięty poszło. I've been on a break. I've had too much of a break. Wtedy każę ci wyciągnąć spluwę lub wynosić się z miasta bo gdy tylko stąd wyjdę, pogonię cię tak, że ci w pięty pójdzie! Then I would tell you to get a gun or leave town because when I leave here I'll chase you until your heels smoke! Pójdzie Walkerowi w pięty? Niech mu w pięty pójdzie! Pójdzie Walkerowi w pięty? A mi w pięty jest strasznie gorąco. No results found for this meaning. Results: 26. Exact: 26. Elapsed time: 65 ms. Documents Corporate solutions Conjugation Synonyms Grammar Check Help & about Word index: 1-300, 301-600, 601-900Expression index: 1-400, 401-800, 801-1200Phrase index: 1-400, 401-800, 801-1200

coś poszło komuś w pięty - nie mieścić się w głowie - przykleić komuś etykietkę - wkładać za kogoś rękę w ogień - patrzeć dalej niż we własny pępek - 2. Odszukaj w słowniku języka polskiego dwa związki wyrazowe zawierające słowo przyjaźń. Zastosuj je w zdaniach. 3. Utwórz formy mianownika wyróżnionych rzeczowników. Ostatnio dodałam jakiś dialog na fp i jak zwykle znalazł się ktoś, kto się przyczepił. Już się tak do tego przyzwyczaiłam, że nawet mi powieka nie drgnie, a nawet trochę się uśmiecham, bo dzięki temu jest szansa na nowy temat. I temat się znalazł - karanie dziecka. Bo w dialogu Kosmyk podarł książkę, a ja nie napisałam, w jaki sposób ukarałam moje dziecko za ten haniebny czyn. A że to nie pierwszy raz, jak ktoś się dopytuje o to, jaki odwet wzięłam na swoim krnąbrnym dziecku, w jaki sposób dałam mu popalić. Dziś więc uchylę rąbka tajemnicy, zwierzę się z magicznych sposobów i napiszę prosto z mostu, jak porządnie ukarać dziecko, kiedy coś zniszczy, ale tak, żeby mu w pięty poszło, żeby bolało, żeby zapamiętał na całe życie! Żeby już nie było niedomówień, że moje dziecko obywa się bez kary i nie ponosi konsekwencji swoich czynów. Gotowi? Otóż, moi drodzy. Jest kilka sytuacji, które musimy rozpatrzeć, kiedy rozmawiamy o porządnej karze dla dziecka. Bo każdy haniebny czyn możemy rozpatrywać w kilku kategoriach. Oto one: JAK UKARAĆ DZIECKO, GDY ZNISZCZY COŚ SWOJEGO, BEZ CZEGO MOŻE SIĘ OBEJŚĆ JAK PORZĄDNIE UKARAĆ DZIECKO, GDY ZNISZCZY COŚ, BEZ CZEGO NIE MOŻE SIĘ OBEJŚĆ? JAK PORZĄDNIE UKARAĆ DZIECKO, KIEDY ZNISZCZY RZECZ, KTÓRA NIE NALEŻY ANI DO NIEGO, ANI DO WAS? JAK PORZĄDNIE UKARAĆ DZIECKO, KIEDY BIJE INNE DZIECI? JAK PORZĄDNIE UKARAĆ DZIECKO, KIEDY SIĘ NIE SŁUCHA? JAK PORZĄDNIE UKARAĆ DZIECKO, KIEDY CZEGOŚ ZAPOMNI? JAK PORZĄDNIE UKARAĆ DZIECKO, KTÓRE NIE SPRZĄTA SWOJEGO POKOJU?CZY W OGÓLE JEST SENS KARAĆ DZIECI?Inne moje teksty: JAK UKARAĆ DZIECKO, GDY ZNISZCZY COŚ SWOJEGO, BEZ CZEGO MOŻE SIĘ OBEJŚĆ Tu trzeba być bezwzględnym. Tak jak ja w rzeczonym dialogu o zepsutej książce. Kosmyk wpadł w szał, braciszek go zdenerwował, co się może zdarzyć, bo każdego z nas czasem ktoś irytuje, a że nie umie jeszcze doskonale panować nad złością [jak wielu z nas] wpadł w szał i podarł książkę. Swoją ulubioną książkę. Czytelnik pytał o karę, o to, w jaki sposób wyegzekwowałam odpowiedzialność za to zniszczenie i czy w ogóle to zrobiłam. Owszem. Zrobiłam. Kiedy pomogłam synkowi się uspokoić, zaczęliśmy rozmawiać o tym, co go tak denerwuje, czemu jest nerwowy [spać mu się chciało], Kosmyk zerknął w kierunku swojej podartej książki i zalał się łzami, bo bardzo ją lubił i przykro mu było, że teraz jest zniszczona i już jej nie ma. Konsekwencją podarcia książki była podarta książka oraz umowa, że następnego dnia będzie mógł pomóc mi ją skleić [żeby wprawił się w naprawianiu swoich szkód]. Kara była straszna, bo Kosmyk nie lubi, kiedy taśma klejąca mu się zwija i dużo kosztuje go nie wkurzanie się na nią. Tyle. Dziękuję. Za mało? A czego ty chcesz od trzy, cztero czy pięciolatka? Klęczenia na grochu? Stania w kącie? To sam stawaj za każdym razem, kiedy poniosą cię emocje, coś w złości zepsujesz, w nerwach powiesz, albo się wściekniesz i zbijesz coś ze złości. Dziecko zostaw w spokoju. Ono nie zniszczyło ani tobie, ani sobie życia, po prostu zepsuło swoją zabawkę i teraz musi sobie radzić bez niej, dopóki nie najdzie mnie ochota, żeby kupić mu drugą/inną. Mówisz, że zepsuło specjalnie? A weźmiesz pod uwagę to, że dziecko niewiele rzeczy robi specjalnie, czasem po prostu nie potrafi przewidzieć konsekwencji swoich czynów? To weź. A jeśli przejdzie ci przez głowę, żeby za zepsutą zabawkę zabrać dziecku inną, bo w życiu nie jest lekko, to pomyśl, jakbyś się czuł, gdybyś zepsuła swoje buty. Czy byłoby ci miło, gdyby mąż wyrzucił ci twoje drugie buty, bo skoro nie szanujesz, to nie masz? Albo gdyby zepsuł ci się samochód [tak, to to samo - dziecko się czymś bawi i psuje, ty jeździsz samochodem, więc psujesz], to za zepsucie tego samochodu ktoś zabrałby ci drugi samochód albo pralkę, albo lodówkę, bo przecież kara musi być? No właśnie. Rzeczy, których się używa, niszczą się. Taki los. JAK PORZĄDNIE UKARAĆ DZIECKO, GDY ZNISZCZY COŚ, BEZ CZEGO NIE MOŻE SIĘ OBEJŚĆ? I tu znów - bardzo stanowczo. Sprawa jest przecież poważna. Multum głosów zwracało mi uwagę, że jestem sobie ot taka beztroska, a kiedy dziecko zniszczy coś, co jest mu potrzebne, niezbędne, to co? Też bez kary, ma nie ponieść konsekwencji? A przecież to my - rodzice - musimy tę rzecz kupić na nowo i to może nas wkurzać, możemy czuć złość, że nowe spodnie, nowy plecak, nową kurtkę czy buty. Jak to rozwiązać? Ogromna dyskusja na ten temat przetoczyła się oniegdaj pod tym postem. Niestety, została skasowana, bo jedna pani skutecznie ją zepsuła, przeklinając ten system i obrażając każdego po kolei: Kosmyk przychodzi do mnie z nożyczkami w ręku i pokazuje pocięte na frędzle spodenki: - Zobacz! Nie ciałaś dać żelek, to pociąłem moje spodenki! Zerka na mnie w oczekiwaniu na reakcję w stylu "O ja głupia, mogłam ci dać żelki, to byś nie pociął!" albo "Kurka wodna dziadu jeden, spodenki za stówę zniszczyłeś!". Sama nie wiem zresztą, czy się litować czy złościć, bo rzadko kiedy jego złość przybierała aż tak wyrafinowaną formę, więc milczę i w milczeniu przychodzi mi do głowy najstosowniejsza reakcja. I mimo że pocięte spodenki bolą mnie bardziej, niż on myśli, mówię spokojnie: - No i co? Twoje spodenki. Mówiłeś, że je lubisz. A teraz nie będziesz ich miał, bo całe pociąłeś. Szerokie oczy. Zrozumienie. Usteczka wydymają się w podkówkę i wychodzi z nich rozpaczliwe: - No nie... Moje piękne spodenki! Mamo... ja to jestem czasem taki niemądry! Głównie chodziło o to, że nie każdego stać na spodenki za stówę, kurtkę za dwie, czy buty za trzy. Jeśli już się szarpnie na porządny ciuch dla dziecka, to to jest naprawdę szarpnięcie, a nie phi, wyrzucę, kupię nowe. I ja się z tym zgadzam - jestem blogerką, czasem kasy mam jak lodu, a czasem miesiącami czekam na przelew i pożyczam od rodziców, takie uroki, nie wiedziałam o tym, jak zaczynałam 🙂 W każdym razie u mnie funkcjonuje zasada ograniczonego zaufania - jeśli nie chcę, żeby moje dziecko zniszczyło coś, co jest potrzebne, a na kupno czego mnie nie stać, po prostu tego pilnuję. Nie liczę, że trzylatek będzie pamiętał i wiem, że nawet biczując je na krzyżu nie zmuszę, żeby jego mózg stał się mniej dziurawy niż przeciętny mózg malucha. Przypominam o tym, że kurtkę i buty należy odwiesić, pilnuję plecaka do przedszkola i przypominam, że każda rzecz kosztuje i jeśli ją zniszczymy, o nową będzie trudno. W dyskusji padł argument o kanapę - że jeśli dziecko pomaluje kanapę, to co, jak ukarać? Odpowiedziałam, że jeśli przeszkadza ci pomalowana kanapa, możesz zawsze kupić nową, a jeśli nie chcesz mieć pomalowanej kanapy... kontroluj gdzie maluje twoje dziecko, omów z nim wcześniej zasady, przypominaj i rozmawiaj. Dałaś ciała i nie upilnowałaś? No to możesz ukarać siebie. Dziecko w wieku przedszkolnym, jeśli nie wie, że ma czegoś nie robić, zapewne to zrobi, a jeśli wie, że ma czegoś nie robić, zawsze może spróbować to zrobić choćby po to, żeby zobaczyć, jaki będzie efekt. [mam obecnie nową kanapę i może mnie zjecie, ale jedną z pierwszych rzeczy, jaką zrobiłam z synem, było... pomalowanie jej wewnątrz mazakiem, tylko po to, żeby zobaczył, jak ciężko taka plama może zejść i żeby nie wpadał na takie pomysły - jestem okrutna, choć kanapa mi nie zawiniła]. No dobra, powiecie, czyli w dużej mierze to nasza wina, jeśli dziecko zniszczy coś, na czym nam zależy lub coś, na kupno czego trudno nam będzie zebrać pieniądze? Ojej... a musi być czyjaś wina? Zrządzenie losu, wredne, złośliwe zrządzenie losu, że nam nie udało się dopilnować, a dziecku zapamiętać, że nie wolno. Jaką karę za ten czyn bym doradzała? No cóż, albo wyciągnięcie karty kredytowej, albo... lepsze pilnowanie dziecka. Bo naprawdę, to, że dziecko wpadło na jakiś pomysł, którego konsekwencji nie umiało przewidzieć [lub o nich zapomniało, rozmawiamy o kilkulatku, kilkulatek zapomina o tym, co jadł dzień wcześniej na śniadanie], nie jest winą dziecka. A to, że tobie nie udało się upilnować nie jest też twoją winą. Po prostu się zdarza. Skąd dziecko miało wiedzieć, że jak wrzuci twój puder do toalety, to go zniszczy i zapcha toaletę? Skąd miało wiedzieć, że jeśli rzuci samochodzikiem w ścianę, to odłamie kawałek? Skąd miało wiedzieć, że jak pociągnie za obrus, to zwali ze stołu cały obiad? To jest ta sama metoda prób i błędów, jak przy pierwszych kroczkach, pierwszych słowach. Niestety nie jest tak, że jak się nauczy chodzić i mówić, to wszystko wie. Twoje dziecko się uczy na każdym kroku, a twoją rolą jest obserwować je i w miarę swoich możliwości tłumaczyć mu zasady, jakie panują na świecie. Co się stało z tymi spodniami, zapytacie. Nic. Wyrzuciłam, bo nie dało się ich zacerować, a Kosmyk chodził w jednych zacerowanych [wcześniejszy wybryk], w jednych lekko przy małych i jedne miał "wyjściowe", w których biegał najczęściej i które spiły śmietankę, bo w idealnym stanie czekają na Adasia. Nigdy więcej moje dziecko nie "zepsuło" spodenek inaczej niż przez zwyczajne zużycie. Taką miał karę. Offtop: zastanawia mnie, czemu rodzice "boją się" pokazać dziecko w zacerowanych lub podniszczonych spodniach. Czy wydaje im się, że to świadczy o ich niskim statusie społecznym, czy co? Ja wiem, że może mieszkam w środku lasu, ale jednocześnie, wśród największego bezrobocia, mieszka u nas bardzo dużo bardzo zamożnych ludzi i uwierzcie mi, albo nie, niektórych nie odróżnicie od zwykłego robotnika pracującego przy koszeniu trawnika. Serio. Spójrzcie zresztą na Zuckerberga. JAK PORZĄDNIE UKARAĆ DZIECKO, KIEDY ZNISZCZY RZECZ, KTÓRA NIE NALEŻY ANI DO NIEGO, ANI DO WAS? To najczęstszy przykład, kiedy dodaję jakiś dialog i nie informuję od razu, w jaki sposób ukarałam dziecko za takie czy inne zachowanie, w którym ucierpiała nie nasza rzecz. Pamiętam, że taka dyskusja rozpętała się pod jakimś dialogiem, w którym Kosmyk musiał stać za karę w kącie. Kara wymierzona została za to, że biegał i się nie słuchał. Miał potrzebę wybiegania się, jest ruchliwym dzieckiem i niczym pies husky musi w ciągu dnia przebiec te kilka kilometrów. Jeśli się nie wybiega, szał go rozsadza. I teraz takie dziecko, które ewidentnie czuje potrzebę ruchu, stawia się w kącie za to, że swoją potrzebę realizuje. Co robi dziecko? Obdziera tapetę, bo nie może powstrzymać się od ruchu i skoro nie może biegać, to COŚ MUSI ROBIĆ. Obdziera i klops. Zostałam zjechana, że nie wymierzyłam dziecku kary, bo to przecież cudza własność i dziecko powinno wiedzieć, jaka kara jest za zniszczenie cudzej własności. I kara była. Zapytałam syna, dlaczego został postawiony do kąta [nie stosuję tej kary, ale rozumiem, że opiekunka nie znała innego rozwiązania]. Powiedział, że za bieganie. Od razu zrozumiałam więc, że obdarcie tapety nie było jego widzimisię, tylko skutkiem tego, że nie umiał sobie poradzić bez ruchu. Dorosły fakt postawienia do kąta po prostu by zignorował i poszedł pobiegać, co ma zrobić dziecko? Kombinuje. I za co ja mam je karać? Gdyby opiekunka zaspokoiła jego potrzebę i na przykład zaproponowała pięciominutową zabawę w ganianego, nikt by do kąta nie był postawiony, tapeta byłaby cała. I to wszystko. I teraz bardzo ważna rzecz - w Polsce przy obowiązującym prawie: "osoby małoletnie, do osiągnięcia 13 lat, nie ponoszą odpowiedzialności za swoje czyny, gdyż nie można postawić im zarzutu winy. Wyłączenie ich odpowiedzialności za wyrządzoną szkodę stanowi wyraz przekonania, iż osoby takie ze względu na swój stopień rozwoju psychofizycznego nie mogą same właściwie kierować swym postępowaniem. [...] Za zachowanie swoich niepełnoletnich dzieci odpowiedzialność ponoszą rodzice będący ich przedstawicielami ustawowymi." [źródło] Rozumiecie? Jak ukarać dziecko, które nawet prawem nie ponosi odpowiedzialności za swój czyn? No nie ponosi, bo jest za małe, jego mózg za mało wykształcony, żeby racjonalnie przewidywać skutki swoich czynów. Nawet jeśli tobie wydaje się, że zrobił to złośliwie, bo tyle było mówione i powtarzane, dziecko zwyczajnie może [uwaga] nie móc się oprzeć zrobić to, czego nie powinien, bo jeszcze nie nauczyło się samokontroli. I powiem wam, że ani kara, ani bicie, ani nawet wasze stawanie na głowie niewiele proces dojrzewania mózgu przyspieszą. I już widzę to oburzenie, że przecież bez kary dziecko się nie nauczy [czasami rodzice chcą być mądrzejsi od wymiaru sprawiedliwości]. Ale na szczęście, bez kary też się nauczy. Zamiast wymyślać uciążliwe tortury i tracić czas oraz energię na żmudne myślenie, wystarczy że z dzieckiem porozmawiasz o tym, jakie konsekwencje ponosi się za takie rzeczy w życiu dorosłym. A nawet nie w dorosłym, po co tak daleko wybiegać? Zniszczenie kwiatków babci skutkuje tym, że babcia może nie będzie miała ochoty tak często cię do siebie zabierać. Zniszczenie zabawki koledze może skutkować tym, że kolega więcej cię do siebie nie zaprosi, bo jest mu na pewno przykro i smutno za zabawkę. Warto zapytać dziecko o to, czy samo ma jakiś pomysł, w jaki sposób naprawić szkodę [kwiatki można babci posadzić, zabawkę naprawić, wszystkich przeprosić]. Jeśli ma - ok, jeśli nie ma - można zasugerować, a jeśli nie chce nic robić? I tu kontrowersja... To niech nie robi. Naprawdę, niech nic nie robi! Nic mnie bardziej nie wkurza jak zmuszanie dziecka do przeprosin. Oczywiście, powinniśmy tłumaczyć dzieciom to, jak są ważna jest skrucha i jak wiele znaczy zwykłe "przepraszam". Ale przypominam sobie sytuację na jakimś placu zabaw, na którym Kosmyk pokłócił się z jakimś kolegą. Nie było winnych, chłopaki po prostu się posprzeczali i w końcu palnęli po czuprynach. Mama kolegi nie widziała, że Kosmyk walił równie mocno jak kolega, więc skupiła się na swoim synu i zaczęła go namolnie zmuszać do przeprosin mojego syna. Dziś pewnie wstałabym i powiedziała, że spoko, nie ma sprawy, chłopaki się równo potłukli, myślę, że sprawę sobie wyjaśnią. Wtedy siedziałam jak tłumok i było mi głupio, bo z jednej strony Kosmyk sobie nic z tej bójki nie robił, z drugiej jego kolega stał niesprawiedliwie oceniony i przymuszony do przeprosin, których totalnie nie czuł, bo wiedział, ze nie jest winny. Wtedy uciekłam. Tyrada tamtej matki mnie zniesmaczyła, zebrałam się szybciutko. Dziś zrobiłabym to inaczej, przepraszam cię chłopczyku, powinnam stanąć w twojej obronie. Ty i tak szkodę musisz po dziecku naprawić [czy dziecko przeprosi, czy nie], ale to twoje dziecko będzie czuło niechęć kolegi, to twoje dziecko nie pojedzie do babci lub wysłucha [zapewne] jej żalu o kwiatki. To ono będzie widzieć twoją smutną minę, gdy musisz naprawić jego szkodę i twój, być może, kiepski humor z tego powodu [masz do tego prawo, czemu nie?]. Uwierzcie mi, to się da odczuć. Moje dziecko w swoim życiu rozwaliło kilka cudzych rzeczy [najwięcej w drugim roku życia i raczej przez przypadek, nadmierne emocje lub niedopilnowanie niż specjalnie] i muszę powiedzieć, że powyższa metoda działa o wiele efektywniej niż konkretna kara typu "zapłać ze swoich kieszonkowych" lub przeproś. Bo kieszonkowe w czasach, gdy nasze dzieci mają wszystko, to serio - nic. Przeprosiny wynikające z wymuszenia i groźby - tym bardziej. Ale nauczenie dziecka, żeby zwracało uwagę na to, jak inni ludzie reagują na jego zachowanie i jakie jego działanie może mieć wpływ na innych, pokazanie mu, uświadomienie związku przyczynowo-skutkowego, nauczenie potrzeby wyjaśnienia sprawy i przeprosin z serca - to już coś. Przepraszałam za mojego syna chyba kilka razy... do czasu. Teraz on sam za siebie przeprasza, bo rozmowy o konsekwencjach i pozwolenie na ich odczucie jednak przyniosły skutek. Możecie uznać to za karę. Dziękuję. Tyle. JAK PORZĄDNIE UKARAĆ DZIECKO, KIEDY BIJE INNE DZIECI? Kolejna ważna sprawa. Bardzo ważna. Bo jeśli dziecko bije inne dzieci, to znaczy, że z czymś nie umie sobie poradzić, coś go tak rozsadza, że tylko agresja pozwala mu to rozładować. Niby skąd się wziął pogląd, że cielesne karanie dzieci jest dobre? Rodzice nie znajdywali sposobu na rozładowanie swojej agresji w obliczu jakiegoś wybryku dziecka. Tylko to umieli. Mało kto jest takim psychopatą, że z kamienną twarzą wymierza pasem uderzenia w pośladki trzylatka. Zazwyczaj przemoc domowa odbywa się w dużych emocjach i jeśli ty miałeś kiedyś ochotę uderzyć dziecko, bo się zdenerwowałeś, czemu za tę samą chęć chcesz ukarać dziecko? Bijąc je, pokazujesz mu, że właśnie tak się te sprawy rozwiązuje. Karząc je za bicie, robisz natomiast dokładnie to samo - ono uderzyło, bo coś je zdenerwowało i chciało doprowadzić drugie dziecko do porządku, bijąc je za karę, ty ukarałeś je, bo zdenerwowało cię jego zachowanie i chcesz doprowadzić je do porządku, karząc je za karę. Dziwne, nie? Na bijące dziecko kara jest jedna - zerknij na nie, poobserwuj. Z czego może wynikać jego frustracja? Z tego, że nie potrafi się pogodzić z tym, że ktoś inny bawi się jego zabawką? Z nudy? Z nieumiejętności pogodzenia się z pewnymi faktami? A teraz nazwij jego uczucia, zaakceptuj je [bo może czuć złość, gdy ktoś zabiera mu zabawkę], porozmawiaj o tym, jakie konsekwencje może przynieść bicie innych dzieci, że to boli, rani, że źle się potem człowiek czuje. Spróbujcie ustalić [piszę "spróbujcie", bo nikt nie lubi monologów, to ma być rozmowa], jakimi innymi sposobami można wyrazić swoją dezaprobatę, w jaki sposób pokonać złość [tupaniem, płaczem, darciem gazety, bieganiem itp.]. Agresja u dziecka zawsze wynika z jakichś problemów, z którymi dziecko nie potrafi sobie poradzić, w ramach kary koniecznie więc rodzic powinien się dzieckiem... zająć. Szok, nie? Jak ukarać malutkie dziecko, które gryzie i drapie? [to straszne, ale dość dużo takich wiadomości dostałam, aż się popłakałam któregoś wieczora]. Młodszy syn ma właśnie taki etap, a nauczona doświadczeniem po starszym synku, nie popełniłam błędu - czyli pierwszych uderzeń nie potraktowałam jako osobistą urazę. Każda twoja silna reakcja na uderzenie rocznego czy dwuletniego dziecka jest dla dziecka... zabawna. Serio - czy krzykniesz z bólu [fajną masz wtedy minę], czy się zaczniesz śmiać [o, lubisz to!], dziecko będzie zachwycone, więc jedyną karą jest kamienna twarz, odsunięcie ręki dziecka, powiedzenie stanowczo, że nie chcesz być bita i że to boli. I pokazywanie każdego dnia, w zabawie i na spokojnie, jak rozładowywać złość, gniew, wściekłość w inny sposób niż bicie ludzi [walenie w poduszkę, darcie gazety itp.] JAK PORZĄDNIE UKARAĆ DZIECKO, KIEDY SIĘ NIE SŁUCHA? Oooj, bardzo ciężka sprawa, bo wymaga zadania sobie podstawowego pytania: czy ty zawsze słuchasz swojej matki, babci, cioci, koleżanki czy nawet męża? Zawsze podzielasz ich zdanie i nigdy nie masz alternatywnego sposobu rozwiązania problemu, spędzenia wolnego czasu czy zjedzenia czegoś innego niż ci proponują? No właśnie. Ty możesz, a dziecko nie? A z jakiej paki? Tu polecam artykuł Mataji [klik] i bardzo zachęcam do przeczytania, bo wiele wyjaśnia w kwestii funkcjonowania mózgu dziecka. Zdaję sobie sprawę, że dziecko, które nie zwraca uwagi na nasze prośby, to frustracja. Sama nie raz, nie dwa stałam nad synem, prosząc go, by przestał coś robić, bo skończy się tym i tym lub namawiając, żeby się pośpieszył, bo busik do przedszkola nam ucieknie. Jest na to jedna kara i to dotkliwa... Trzeba wstać/przygotować się wcześniej i pogodzić się z tym, że ludzie [dzieci też] nie zawsze będą nam spijać słowa z ust. Zostaje tylko pertraktacja, która u mnie ostatnio przynosi fantastyczne efekty, bo kiedy tylko przypomnę Kosmykowi, że przez zbyt długie ubieranie butów nie zdążymy na busik i nie zobaczy swojego ulubionego kolegi, jakoś buty zakładają się w szybszym tempie. Pertraktacje i siła argumentacji. Wszak Walter Barbee powiedział: "Jeśli powtarzasz coś swojemu dziecku po raz tysięczny, a ono wciąż nie łapie, to które z was wolno się uczy?". Tyle. Dziękuję. JAK PORZĄDNIE UKARAĆ DZIECKO, KIEDY CZEGOŚ ZAPOMNI? Świeża sprawa, bo właśnie maila z takim problemem dostałam. Córka czytelniczki zapomina mnóstwo rzeczy, przez co każde wyjście się opóźnia i są same problemy, szczególnie w szkole. Jak to opanować, bo mama nie ma już sił pilnować przyszykowania córki do szkoły, żeby o wszystkim pamiętała. No i tak - widzicie zgrzyt? Jeśli przez kilka lat o wszystkim pamiętała matka, nie dając szans córce zadbać o własne rzeczy i poniesienie na własnej skórze konsekwencji nie dbania o nie, to czego teraz wymaga od dziecka? Że ono z pierwszym września nagle zacznie się o swoje rzeczy martwić? No chyba nie. Czytelniczka pisała też o tym, że musi córce przywozić do szkoły zapomnianą książkę czy zeszyt. I wiecie co? Nie musi. Zapomniałaś książki? No trudno, musisz teraz to pani wytłumaczyć, może jakoś książkę pożyczyć, umówić się na odrobienie zaległości. Ja mogę ci pomóc, przypominając wieczorem o spakowaniu plecaka, ale jeśli zapomnisz o moim przypomnieniu lub je zignorujesz, no cóż. Twój wybór. Powiecie, że mówię hipotetycznie, bo nie mam dziecka w szkole. Ale mam w przedszkolu i kiedy syn wrócił do domu z informacją, że zgubił gdzieś swoją szczoteczkę i pastę do zębów, przygotowałam mu nowy zestaw i położyłam na stoliku, pięć razy prosząc go, by sobie te rzeczy zapakował. Zapomniał. Pojechał bez. Gdy wrócił, spytałam, czy wie, że zapomniał swoich toaletowych przyborów. [Edit w 2020 roku. Mam już syna w szkole i jak zapomni, to zapomni, nie dowożę, chyba że jestem w mieście akurat, to dowożę]. - Wiem, mamo, wiem. Wszyscy myli zęby, tylko ja nie wiedziałem, co robić i było mi źle. I za co niby miałabym go ukarać, że sam odczuł skutek zapominalstwa? Ludzie czasami o czymś zapominają i jeśli wyskakujesz mi z argumentem, że trzeba solidnie za takie zapominalstwo dziecko ukarać, to powiedz mi, czym karzesz siebie, jeśli tobie się to zdarzy? JAK PORZĄDNIE UKARAĆ DZIECKO, KTÓRE NIE SPRZĄTA SWOJEGO POKOJU? To mój ulubiony sposób i naprawdę go lubię. To najbardziej wyrafinowana zemsta na jaką stać rodzica - po prostu mu w pokoju nie sprzątać. No tak! - powiecie - To mu wszystko zapleśnieje i sczeźnie! Przecież mój syn/córka nigdy nie sprzątnie! Powiem wam - sprzątnie. Prędzej czy później sprzątnie. Tylko trzeba się stosować zasady, że bawić może się wyłącznie w swoim bałaganiku, swoich rzeczy szuka samo, no i uczulić, że w takim bałaganie wiele zabawek może zostać zdeptanych. Natomiast możesz pomóc swojemu dziecku, gdy poprosi cię o pomoc - czemu nie, jeśli nie masz nic przeciwko, ale musi się to odbywać na równych zasadach, a nie że te zgarniasz cały syf, a dziecko ogląda książeczkę. Zawsze też możecie porozmawiać o tym [ i bardzo do tego zachęcam], które zabawki w pokoju sprawiają największą trudność w uporządkowaniu, czego w robieniu porządków najbardziej nie lubi dziecko i spróbować znaleźć rozwiązanie, które ułatwiłoby sam proces. Może ty mu będziesz sprzątać klocki, skoro sprawia mu to trudność, a ono w zamian sparuje ci skarpetki? CZY W OGÓLE JEST SENS KARAĆ DZIECI? Wiem, że już dawno domyśliliście się, że sobie żarty robię i tak naprawdę żadna z zaproponowanych przeze mnie rzeczy nie jest karą typowo rozumianą. I macie rację, bo w wychowaniu dzieci bardziej mi odpowiada zasada naturalnych konsekwencji i sądzę, że one dają więcej niż tępe karanie i odbieranie praw i przywilejów oraz stawianie siebie w roli dyktatora. Konsekwencja naturalna to działanie, które w sposób naturalny wydarzy się, kiedy Twoje dziecko zachowa się w sposób niepożądany. Jest ona wynikiem przebiegu zdarzeń, a nie zaplanowanym ukaraniem przez rodzica (Kołakowski i Pisula”Sposób na trudne dziecko”). [źródło] Kiedy pierwszy raz opowiedziałam o tym koleżance, ta się do pomysłu zapaliła, ale potem z jej ust usłyszałam, jak mówi do dziecka, że ona za chwilę będzie musiała wyciągnąć konsekwencje. No i kolejny klops [gdzieś wyżej już jeden był], bo jeśli konsekwencje trzeba wyciągać, to przestają być konsekwencjami, a dalej są karą. Czemu uważam karanie dzieci za niepotrzebne? Bo to taka nadwyżka, dodatkowe obciążenie dla dziecka, które już wie, że źle się zachowało, ale do tego jeszcze musi zostać ukarane, więc jego uwaga nie jest skierowana na to, żeby swoje zachowanie poprawić, ale na to, żeby karę odbyć. Dziecko zamiast nauczyć się empatii, zrozumienia, odpowiedzialności za swoje czyny, umiejętności myślenia przyczynowo-skutkowego, wie, że jak zrobi źle, to najwyżej odbębni karę. A jak odbębni, to będzie po prostu bardziej następnym razem uważał, żeby rodzice się nie dowiedzieli. Nie wydaje wam się to bez sensu? Mi tak. I mimo że o wychowaniu bez kar i nagród przez pierwsze dwa lata życia Kosmyka niewiele wiedziałam, to już wtedy czułam, że karanie jest bez sensu. Za co mam karać dziecko? Że się rozwija, że sprawdza, że bada, że ja nie byłam w stanie wszystkiego mu wytłumaczyć, że ma wyobraźnię? Tym bardziej że moi rodzice, dość tradycyjni przez pierwsze lata naszego życia, w pewnym momencie totalnie karanie nas odpuścili. Nie mieli książek, nie mieli poradników, ale mieszkali w środku lasu z dala od zamętu wszelakich mącących w głowie porad i czuli, że karanie nie spełnia oczekiwań. Odpuścili. I kiedy ktoś stara się mnie przekonać, że niekaranie dzieci nie przyniesie żadnego efektu, a z takich dzieci wyrosną zwyrole i łobuzy, to zapewniam - mam wrażenie, że ze mną wszystko jest w porządku, a żaden lekarz nigdy nie zobaczył większych odchyłów od normy niż u przeciętnego człowieka. A o ile jestem szczęśliwsza! Świetnie o karach pisze Agnieszka Stein [cały jej cykl tutaj, zerknijcie]. Inne moje teksty: "Mojemu dziecku pozwalam na wszystko, co chcę" "Pochwały wcale nie uskrzydlają" "10 mitów o wychowaniu dziecka, na które nie musisz się zgadzać" Udostępnij wpis➡A dla wiejskich [choć nie tylko] matek została też stworzona grupa, na którą serdecznie cię zapraszam TUTAJ➡Możesz też udostępnić wpis i skomentować go na Facebooku Jestem o tym, jak uciec z miasta i wychowywać dzieci na wsi, z dala od sklepów, ale bliżej historię znajdziesz TutajAle ona wciąż się pisze, więc zostań ze mną w kontakcie:
Coś poszło komuś w pięty - Ktoś poczuł się urażony czyimiś słowami lub działaniami, które sprawiły mu przykrość. Nie mieści się w głowie - W coś trudno uwierzyć, nie można tego sobie wyobrazić, trudno zrozumieć. Wkładać za kogoś rękę w ogień - Poświęcić się za kogoś.
Justyna Steczkowska (49 l.) wzbudziła zainteresowanie mediów po swoim ostatnim występie na gali Mister Supranational 2022. Wokalistka zmierzyła się wówczas z utworem „Golden Eye” znanym z filmów o Jamesie Bondzie. Fani gwiazdy byli zachwyceni jej wykonaniem, ale znaleźli się też malkontenci. Wśród nich dziennikarz tabloidu i prywatnie fan Edyty Górniak. Stąd ta niechęć do Justyny? Justyna Steczkowska wystąpiła ostatnio na gali Mister Supranational 2022, gdzie wykonała przebój "Golden Eye". Jej wykonanie zachwyciło fanów, którzy nie szczędzili jej pochwał w komentarzach na Instagramie. Wśród zachwytów znalazł się jednak głos krytyczny. Należał on do dziennikarza Adriana, który postanowił wytknąć Justynie, że nie ma idealnego angielskiego. Jedna z fanek artystki stanęła w jej obronie, twierdząc, że "nie trzeba mówić wybitnie po angielsku, żeby wybitnie umieć śpiewać". Również ta opinia nie przypadła do gustu dziennikarzowi. Ta wymiana zdań dotarła do samej Justyny, która nie omieszkała odnieść się do tych słów. Okazuje się, że nie pierwszy raz dziennikarz pozwolił sobie na wylewną krytykę wobec piosenkarki. Justyna nie zamierzała chować głowy w piasek, ani udawać, że jest nieomylna. W szczerych słowach odpowiedziała mu: Justyna wspomniała również gwiazdy światowego formatu, które ze swojego niepowtarzalnego akcentu zrobiły atut. Wymieniła Penelope Cruz i Monicę Belluci. Cieszymy się, że Justyna jest świadomą artystką, która nie boi się konfrontować trudnych tematów w przestrzeni publicznej. Należałoby raczej zastanowić się, kto jest bardziej nieprofesjonalny - nieobiektywny dziennikarz czy wokalistka, która raz nie zaśpiewała z "perfekcyjny akcentem". Zobacz też: Justyna Steczkowska chwali się smukłą sylwetką. Postawiła na skąpe bikini Justyna Steczkowska nie lubi dziewczyny syna? "To nie żaden grząski teren" Zwrot akcji! Steczkowska chciałaby się pogodzić z Górniak i wychodzi z propozycją! "Zrobimy coś razem i będzie bardzo miło" .
  • kdk9wk3uho.pages.dev/216
  • kdk9wk3uho.pages.dev/242
  • kdk9wk3uho.pages.dev/136
  • kdk9wk3uho.pages.dev/175
  • kdk9wk3uho.pages.dev/136
  • kdk9wk3uho.pages.dev/29
  • kdk9wk3uho.pages.dev/251
  • kdk9wk3uho.pages.dev/217
  • kdk9wk3uho.pages.dev/38
  • poszło mu w pięty