350. rocznica bitwy pod Chocimiem autor projektu znaczka: Joanna Fleszar – Haspert liczba znaczków: 1 w bloku wartość: 13 zł nakład: 90 000 szt. w tym 2 000 szt. bloków nieperforowanych technika druku: offset format znaczka: 39,5 x 51 mm format bloku: 90 x 70 mm papier: fluorescencyjny data wprowadzenia do obiegu: 11 listopada 2023 r.
Wiktoria grunwaldzka bardzo szybko stała się symbolem, mitem, punktem odniesienia dla następnych pokoleń, dla myśli politycznej i polityki historycznej. Nie tylko w Polsce. Niewiele wydarzeń zajmuje w historii Polski tak poczesne miejsce jak zwycięstwo grunwaldzkie odniesione 15 lipca 1410 r. Nie ulega wątpliwości, że przekraczało ono rozmiarami i znaczeniem wiele innych – i zwycięskich, i przegranych – polskich batalii, na ogół z biegiem lat ginących w niepamięci, a przypominanych jedynie przez podręczniki szkolne. O wiktorii grunwaldzkiej wiedzą niemal wszyscy Polacy, Litwini, jest obecna w świadomości naszych wschodnio-słowiańskich sąsiadów z Białorusi, Ukrainy, Rosji, jako bitwa pod Tannenbergiem wspominana jest w krajach niemieckich. W Polsce stanowi odwołanie do cenionych wartości: dzielności rycerskiej, walki o słuszną sprawę, męstwa, jej nazwa wiąże się z chwałą polskiego oręża. Nie ulega wątpliwości, że bitwa stanowiła wydarzenie sprzyjające powstawaniu legendy, kształtowaniu opinii o naszej dzielności, o wielkiej, chwalebnej przeszłości. Oto rycerstwo krajów leżących na peryferiach wielkich wydarzeń, z opóźnieniem włączanych do wspólnoty cywilizacyjnej kontynentu, odnosi zwycięstwo nad doborowymi hufcami przybyszów ze „starej Europy”. Jeśliby szukać daty wyznaczającej początki awansu Polski i Litwy, tworzenia przez te państwa modelu wielonarodowej wspólnoty politycznej, do której szczególnie dziś może odwoływać się Unia Europejska, to na pewno 1410 r. może stanowić jej dobre uzasadnienie. Może mniej istotne niż data związku zawartego w Krewie w 1386 r., ale bardziej spektakularne. W wielkiej bitwie wojska „nowej Europy” odniosły zwycięstwo, jak pisał Jan Hus, „w słusznej sprawie... upokorzenia pychy waszych nieprzyjaciół, waszej czci wrogich i zawistnych”. Po wielu dziesiątkach lat doznawania upokorzeń, ponoszenia klęsk w starciach z silniejszym, lepiej zorganizowanym nieprzyjacielem, nadeszła chwila rekompensaty psychicznej, potwierdzenia przez Polaków i Litwinów swojej wartości i swego znaczenia. Rejestr krzywd Nasi przodkowie mieli długi rejestr krzywd poniesionych z rąk krzyżackich. Zawłaszczenie przez zakon spornych ziem Prusów, utrata Pomorza Gdańskiego i przy okazji ośmieszenie hufców broniących Tczewa (podczas uczty wydanej jakoby dla uczczenia wodza polskiego nastąpiło opanowanie przez krzyżaków grodu tczewskiego), zniszczenia dokonane przez najazdy wojsk zakonu dochodzące aż do Kalisza, procesy, które wobec znacznie lepszych kontaktów międzynarodowych krzyżaków nie przynosiły Polsce nadmiernych sukcesów – wszystkim tym wydarzeniom towarzyszyło przedstawianie strony polskiej jako barbarzyńskiej, sprzyjającej pogaństwu, godnej potępienia. Skutkowały one także nienawiścią do „brodatych braci” i powstawaniem kompleksu niższości. Zakon zbudował w Prusach państwo bogatsze, lepiej zorganizowane, posiadające szersze koneksje międzynarodowe. Jeszcze większe powody do wrogości wobec państwa pruskiego mieli Litwini, narażani na nieustanne najazdy, grabieże, na utratę części swych ziem. Dobrze wyraził uczucia znakomity dziejopisarz Jan Długosz, pisząc w swym dziele o świetnym zwycięstwie „miłym Bogu”: „Słynne miecze przysłane królowi Władysławowi zachowują do dziś w Krakowie, odświeżając wiecznie pamięć wyniosłości i klęski krzyżaków, a pokory i triumfu króla”. Ponoć, według Długosza, miał Władysław powiedzieć komentując śmierć wielkiego mistrza: „Patrzcie rycerze moi, jak zgubna jest pycha i wyniosłość wobec Boga. Oto ten, który wczoraj tyle królestw i państw swojemu przeznaczył panowaniu, któremu wydawało się, że potędze nie ma nikogo sobie równego, leży pozbawiony wszelkiej swoich pomocy, nędznie zabity, okazując swoim upadkiem, o ile duma niższa jest od pokory”. Krzyżak NiemcemRozładowywano kompleksy przez wiele następnych lat po bitwie. Anonimowy utwór z XV w., ponoć wypisany na ścianie jednej z sal zamku wawelskiego, podawał informacje powszechnie przyjmowane przez polskie elity polityczne, a wspólne zapewne dla szerszego społecznie grona odbiorców: „Nadęta, strojna zgraja fałszywych (?) krzyżaków ...jawnie chlubiąc się triumfem, przysyła dwa miecze niby zasiłek aby przerazić potężnie... Król miecze przyjął wołając – oto naród okrutny, nasz wróg największy, szaleje za wojną, gardzi przymierzem pokoju. W imię więc Pańskie... orężem sprawiedliwości pokrzepieni – wystąpmy! ...Dobroć boska... w wojnie zesłała triumf koronie Królestwa tudzież hufcom polskim”. Wiersz, w języku polskim, według prof. Ludwiki Szczerbickiej-Ślęk napisany ok. 1427 r., głosił chwałę międzynarodową: „Król Włodzysław... Wythold ksandz... posiekli brodacze ysz leżeli jako kołacze na polu grunwaldzkim. Słyszano tho w królestwie franszkem, czeskem, wangerskem, angliskem, y tako dunskem”. W 1610 r. król Zygmunt III postanowił wydać „księgę pamiątkową” w dwustulecie zwycięstwa grunwaldzkiego. Nieukończona, zachowała się w nielicznych fragmentach, wśród których znalazły się strofy pieśni jakoby opiewającej bitwę. Sądzić jednak można, że powstała ona znacznie wcześniej, w czasach walk prowadzonych przez Władysława Łokietka z zakonem. Zawiera ona tak wielki ładunek nienawiści we frazach „bito Niemce jako cielce, i Niemkinie jako świnie i Niemczęta jako psięta”, że pomijając już fragment o „Niemczętach” (których, jak wiadomo, pod Grunwaldem nie było), raczej odnosić się może do realiów z pierwszej połowy XIV w., zapomnianych już w 300 lat później. Natomiast już w XV stuleciu upowszechnia się pogląd, który miał zrobić wielką karierę w przyszłości. Następowało podkreślanie „niemieckości” krzyżaków i „polskości” wojsk Jagiełłowych. Oba te desygnaty stanowiły daleko idące uproszczenie. Wśród wojsk krzyżackich znajdowali się przedstawiciele wszystkich niemal nacji europejskich (wraz ze Słowianami z Pomorza i Czechami), wojska króla Władysława stanowiły zbiór polsko-litewsko-ruskich oddziałów, wzmocnionych jeszcze wojownikami mongolskimi, przybyszami z Czech, z Mołdawii. Legitymacja Jagiellonów Jak niewiele innych naszych wydarzeń dziejowych, pamięć o Grunwaldzie miała podwójne znaczenie. Stanowiła ona legitymację uprawniającą dynastię jagiellońską do posiadania Korony, podkreślającą jej znaczenie i wyróżniającą wśród innych rodów panujących. Jednocześnie pamięć o bitwie stanowiła ważny zwornik mieszkańców Polski i Litwy, stały, wspólny składnik ich pamięci zbiorowej. Dzień 15 lipca już przynajmniej od lat 20. XV w. stanowił pierwsze znane polskie narodowe święto. Król Kazimierz Jagiellończyk kazał iluminować ulice, ozdabiać je kobiercami i dywanami, rozrzucać drobne monety dla mieszkańców Krakowa i przybyszów do miasta. Arcybiskup Mikołaj Trąba wydawał polecenia do proboszczów, by uroczyście obchodzili dzień zwycięstwa. Był on bowiem ważnym wspomnieniem także przyjęcia Litwy do katolicyzmu i tym samym istotnym powodem do chwały polskiego Kościoła. Dla Jagiellonów Grunwald stanowił rzeczywiście znakomite przesłanie propagandowe. Nie tylko dlatego, że przysparzał chwały zwycięskim wodzom – Jagielle, Witoldowi, lecz także z powodu jego przydatności w polityce wieloetnicznego i wielokulturowego państwa. Każdy jego pełnoprawny obywatel, niezależnie, czy był języka polskiego, litewskiego, ruskiego czy nawet niemieckiego, mógł czuć się uhonorowany obchodami sukcesu, znanego, wspominanego w wielu krajach Europy. Uczestnictwo w bitwie przodków, niezależnie od tego, czy byli oni wyznania katolickiego (Polacy, Litwini), czy prawosławnego (mieszkańcy Rusi), a nawet muzułmańskiego (Tatarzy litewscy), dawało poczucie satysfakcji, niejako legitymację zapewniającą miejsce w wielkiej polityce. Mars groźny na polach Prusaków Trzeba jednak stwierdzić, że wraz z rosnącym znaczeniem państwa Gedyminowiczów zmieniał się też, szczególnie w środowiskach uczonych intelektualistów, stosunek do bitwy grunwaldzkiej. W czasach, gdy dynastia polsko-litewska zasiadała na czterech tronach Europy (w Polsce, na Litwie, w Czechach i na Węgrzech), należąc do najmożniejszych rodów panujących, nie było już powodu, by wspominanie zwycięstwa służyć miało rozładowywaniu kompleksów. Warto było natomiast ukazać wielkość dokonań sprzymierzonych wojsk, które starły się w bitwie gigantów. Tak jak ukazywali podobne wydarzenia starożytni, poczynając od Homera. W 1515 r. ukazała się epopeja pióra profesora Uniwersytetu Krakowskiego Jana z Wiślicy „O wojnie pruskiej trzy księgi”. Dedykowana była, zgodnie z tradycją przypisującą sukces rodzinie panującej, Zygmuntowi Staremu i jego dziadowi Władysławowi Jagielle. Utwór pisany był w czasie przygotowywania się Polski do ostatecznej rozprawy z pruskim państwem krzyżaków, w latach, gdy państwa jagiellońskie sięgały od Adriatyku po Bałtyk, od Smoleńska do granicy austriackiej. W czasie, gdy kwitła nauka w krakowskiej Akademii, budownictwo przeżywało swój złoty okres, a szlachta, mieszczanie i chłopi bogacili się na eksporcie zboża. Aby należycie uwypuklić odniesiony sukces, należało odpowiednio przedstawić wartość przeciwnika. Dlatego też bitwa grunwaldzka została przedstawiona jako starcie dwóch wielkich, godnych siebie potęg, przypominające rozmiarami, dramaturgią wydarzeń i znaczeniem największe bitwy czczonego wówczas antyku. „Mars groźny stanął na polach Prusaków” – pisał Jan z Wiślicy apelując do Muz: „Odświeżcie czyny dawne, których pamięć słynie, opiewajcie mi ogrom klęski i zwycięstwa... triumf taki blask wzniecił, iż w podniebne strony wdarł się w Teba pałace, a zaszczyt wspaniały nową sławę przyłączył do dawniejszej chwały”. Na pole bitwy poeta wprowadził – jak Homer bogów pod Troję – postacie takie jak Gniew, Śmierć, Gwałt, Bezprawie, każąc im walczyć ze śmiertelnikami i przenosząc opisywane wydarzenia w sfery ponadziemskie czy ponadludzkie. Wplótł przy okazji aluzje polityczne pisząc: „Germania zbyt dobrze pamięta okrutne czasy i chociaż dawniej knuła plany butne przeciw Polsce, po klęsce jakby oniemiała z bojaźni”. Nawiązał też do spadkobiercy chwały Jagiełłowej, adresując do panującego króla Zygmunta Starego pochwały, także w stylu antycznych poetów: „Będzie pokój najlepszy i rządy Saturna ni wiatr zadmie gorący, ni zamieć pochmurna wstrząśnie ziemią, ustanie mróz i groźne deszcze z twej władzy, a słońce błyśnie piękniej jeszcze i wiew zefiru spłynie ku ojczystej niwie”. Innymi słowy, Grunwald nie stanowił jedynie, czy nawet przede wszystkim, odwołania do triumfu militarnego, lecz stanowić miał jedno ze znamion czasów pomyślności Polski rządzonej przez wspaniałą dynastię. Rozpowszechnione były jednak w XV w. wątki bardziej dostępne mniej wyrafinowanym słuchaczom. Nie korzystali oni ze słowa pisanego, ale zdumiewać może wielość przekazów mówionych i śpiewanych w rodzimym języku. Mieściły się w nich – co warto podkreślić – liczne wzmianki o Litwinach, których udział w bitwie grunwaldzkiej chyba zmienił stosunek naszych rodaków do unijnych sojuszników. Tekst „Witold idzie po ulicy, za nim niosą dwie szablicy” – może sugerować, że to wielki książę miał być odbiorcą daru krzyżackiego. Pieśń „Hej Polanie z Bogiem na nie, już nam Litwy nie dostanie” nie jest zbyt jasna, wyraża jednak powszechne przekonanie, że walka z krzyżakami prowadzona była w słusznej sprawie i, tym samym, miała boskie wsparcie. „We wtorków dzień apostolski rzekł marszałek: królu polski, wielki tu jest lud nad nami, trzeba by był Pan Bóg z nami”. Jak zawsze w podobnych przypadkach pojawiały się fragmenty świadczące o trwającej niechęci do Niemców – „nacz się Niemcy hardo brali, niż polskiej mocy doznali” lub „owa wszyscy [Niemcy] tył podali co pierwej hardzie kazali i w obozie się nie skryli jako psy Polacy bili, 50 tysięcy na placu co tam zostało bez płaczu, a 40 poimano jako bydło trzodą gnano”. Te przykłady germanofobii nie odgrywały jednak, nawet w popularnych przekazach, tak znaczącej roli, jak miało to miejsce wcześniej. Niezależnie bowiem od niechęci polskiej szlachty do absolutyzmu, utożsamianego w jej oczach przez władzę Habsburgów od czasów ostatniej wojny pruskiej i – w jej efekcie – hołdu pruskiego, nie nacja niemiecka stanowiła główną siłę zagrażającą Rzeczpospolitej. Niechętny stosunek do bogatego mieszczaństwa, na ogół także pochodzenia niemieckiego, a od czasów reformacji w znacznym stopniu różniącego się wyznaniem, szedł w parze z coraz silniejszymi kontaktami gospodarczymi. Ponadto tak w wojnach XV w., jak w czasach „Potopu”, stanowiło ono lojalnych sprzymierzeńców strony polskiej. Tarcza chrześcijaństwaW następnych stuleciach Grunwald mimo częściowej utraty swej popularności pozostawał, także w czasach upadającej Polski, stałym składnikiem zbiorowej pamięci. We wspaniałej kolegiacie opatowskiej znajdują się freski pochodzące z I połowy XVIII w., które ukazują chwałę oręża polskiego w przeszłości. Przedstawione są bitwy na Psim Polu, pod Grunwaldem i pod Wiedniem. Ówczesnym Polakom potrzebne były przykłady pokrzepiające serca. W czasach klęsk ponoszonych w wojnach szwedzkich, kozackich, rosyjskich, tureckich, odwoływanie się do sukcesów militarnych dobrze mieściło się w potrzebie poszukiwania świadectw potwierdzających wartość naszej ojczyzny. Pamięć Grunwaldu mieściła się w zespole wiadomości o innych dokonaniach Polaków. Ich roli jako „przedmurza” czy „tarczy chrześcijaństwa”, ich genealogii sięgającej potomków Noego i starożytnych Sarmatów. Nie miało znaczenia, że wrogie wojska na owych wizerunkach we wszystkich trzech przypadkach przedstawione były podobnie i z ubioru raczej przypominają dobrze znanych Turków (podobnie jak nie ma znaczenia fakt, że bitwa na Psim Polu raczej mieści się w historii legendarnej). Ważne było podawanie przykładów powszechnie znanych i przypominających o naszym triumfie. Wówczas bowiem – podobnie jak wcześniej i później, aż do dziś – znamionami sukcesów były zwycięskie bitwy. Nie dokonania na polu gospodarki (przecież żywiliśmy wiele krajów), kultury czy ustawodawstwa. Przecież twórczość Kochanowskiego, Modrzewskiego, ustawy Konstytucji Warszawskiej z 1573 r.– stanowiły znacznie ważniejszy wkład w cywilizację powszechną niż sukcesy militarne. Do tych pierwszych jednak trzeba by było dodawać obszerniejszy komentarz, chwalebna bitwa była zaś najlepszym dowodem męstwa rodaków i skutecznej walki, krzepiła serca w czasach klęsk i niepowodzeń. Treści zawarte w naszej pamięci zbiorowej trwały w ciągu kolejnych wieków, ulegając jednak przekształceniom spowodowanym bieżącymi potrzebami kraju. W latach saskich gdańszczanin Gotfryd Lengnich, redagujący „Polnische Bibliothek”, jako miejsce wydania kolejnego numeru tej serii podawał nie swe miasto rodzinne, lecz „Tannenberg, ...gdzie Władysław Jagiełło pobił krzyżaków” – jak brzmiał napisany po niemiecku tekst objaśniający. Do tradycji bitwy nawiązywano w Szkole Rycerskiej za czasów Stanisława Augusta, przypominali o zwycięstwie Franciszek Salezy Jezierski, Kazimierz Niesiołowski, Kajetan Sierakowski. Ci dwaj ostatni należeli do licznych – i zasłużonych – zbieraczy podań, mitów i wydarzeń historycznych odnoszących się do chwalebnej przeszłości Polski. Można by, przenosząc niedawne hasła w XVIII w., uznać, że już wtedy starali się przekonać rodaków, że „Polak potrafi”, jest zdolny stawić czoło największym zagrożeniom. Ku pokrzepieniu serc Nowe, czy może odnowione, wizje Grunwaldu przyniosły, już po upadku państwa polskiego, czasy romantyzmu. Powstały ok. 1845 r. utwór Juliusza Słowackiego „Zawisza Czarny” ukazywał bitwę w ponadludzkim wymiarze. „Tak wielkiej czerwieni, takiego krwi bluzgotu nie było na świecie”, opisywał wieszcz zmagania będące w istocie starciem Dobra ze Złem, szatana z Bogiem. „Słyszycie jęki? To Polska złamała czarne szwadrony krzyżaków i goni”. Po klęsce powstania listopadowego krzepiło serca ukazywanie roli Polaków jako narzędzia w rękach Boga służącego do pokonywania złych mocy. Ta mesjanistyczna wizja nie uzyskała większego odzewu, szczególnie po upadku powstania styczniowego. Ale jej wpływy mogą być w części przynajmniej dostrzegane w dziełach wielkich historyków XIX w. – Karola Szajnochy, nawet Stanisława Tarnowskiego. Zwracali oni uwagę na istniejące (lub domniemane) paralele między ich czasami i schyłkiem średniowiecza: groźbę germanizacji i potrzebę walki o utrzymanie tożsamości narodowej Polaków. Ten pierwszy badacz w swej książce „Jadwiga i Jagiełło”, podkreślając „zaskoczenie całej Europy szczęśliwą odmianą losów Polaków”, wskazywał na wielki wymiar zwycięstwa: „Po bitwie przed Jagiełłą leżał widok tak stanowczego, tak bezprzykładnego w dziejach triumfu, jakim ponoć żadnemu ze zwycięzców i wojowników nie dane było nasycić wzroku i dumy”. Tarnowski tak daleko się w swych opiniach nie posuwał, ale także podkreślając międzynarodowe znaczenie konfliktu Polski z zakonem zwracał uwagę na odwracanie niekorzystnego dla nas układu sił w Europie poprzez skuteczną politykę ówczesnych elit rządzących. Dla pisarzy – Józefa Ignacego Kraszewskiego – Grunwald był też przestrogą. Nie odmawiając zwycięstwu wielkiego znaczenia podkreślał, z pewną przesadą, niewykorzystanie skutków bitwy, niezlikwidowanie władztwa krzyżackiego w Prusach, w efekcie czego dojść miało po wiekach do tragedii rozbiorów. Wzmożenie patriotyczneNarastająca groźba germanizacji z jednej i rusyfikacji z drugiej strony powodowała wzmożoną patriotyczną mobilizację ogarniającą nie tylko elity, lecz także liczne rzesze mieszkańców wsi i miast. Była ona tym bardziej skuteczna, że przystąpili do niej najwybitniejsi pisarze. Bolesław Prus, Henryk Sienkiewicz, którego literacka wizja ukazana w „Krzyżakach” stanowi podstawę potocznej wiedzy o bitwie, Maria Konopnicka, Stefan Żeromski, Kazimierz Tetmajer. Wszyscy ci wielcy ludzie pióra jednocześnie prowadzili walkę na dwa fronty. Pierwszy stanowił ich wkład w walkę toczoną wówczas z próbami wynaradawiania ziem polskich pod zaborami; drugi – w starania o pokrzepianie serc rodaków. Pamięć o Grunwaldzie dobrze korespondowała z losami „Bartka Zwycięzcy” prześladowanego przez Prusaków, z manifestem „Roty” Konopnickiej, z rozchodzącymi się wieściami o „wozie Drzymały” i o prześladowaniu dzieci we Wrześni. Już wcześniej w sukurs pisarzom przyszedł Jan Matejko. Jego wizja z 1878 r. ukazująca wielką bitwę i jej bohaterów stanowiła – i stanowi do dziś – plastyczny, powszechnie zrozumiały przekaz i w Polsce, i na Litwie kształtujący wyobrażenia o wspólnym triumfie zjednoczonych unią narodów Europy. W 1900 r., przed obrazem Matejki, Henryk Sienkiewicz odczytał fragment świeżo ukończonego dzieła „Krzyżacy”, w którym zawarł swą ocenę wydarzeń: „Po bitwie niezmierne szczęście rozjaśniło twarze zwycięzców, bo rozumieli wszyscy, że to był wieczór kładący koniec nędzy i trudom nie tylko dnia tego, ale całych stuleci”. Nie tylko jednak opis bitwy miał w intencji pisarza świadczyć o wielkim zwycięstwie. Pokazywał także „niemieckie zagrożenie”, jako że pod terminem „krzyżacy” kryli się Prusacy czy, w potocznym rozumieniu, w ogóle Niemcy, którym, podobnie jak przed wiekami, należało dać należyty odpór. 500-lecie w glorii Podobnie jak w XV w. bitwa stała się symbolem wielkiego sukcesu politycznego, jakim było zawarcie unii z Litwą. I w malarskim ujęciu, i w piśmiennictwie podkreślane były akcenty udziału nie tylko Polaków i Litwinów, a więc (co dziś jest u naszych wschodnich sąsiadów szczególnie podkreślane) także wojsk z ziem Białorusi, z obszarów dawnej Rusi Kijowskiej. Szczególnie było to podkreślane w czasie obchodów 500-lecia Grunwaldu w 1910 r., obchodzonych w Krakowie, podczas których Krajowy Komitet dla Obchodu Grunwaldzkiego wydał odezwę, w której łączył sukces bitewny z unią polsko-litewską. „Wielka myśl polityczna, której Polska potęgę swoją i kulturę zawdzięczała – zjednoczenie jej z Litwą – w zwycięskich zapasach na polach Grunwaldu i Tannenbergu okazała swą celowość i siłę… Po zwycięstwie grunwaldzkim – unia w Horodle! To dwa silnym splotem związane wypadki torujące drogę dla potęgi polsko-litewskiego mocarstwa”. Oczywisty wyraz tęsknoty do minionych lat chwały łączył się w tym manifeście z dążeniem do skupienia wszystkich Polaków zamieszkałych po całym świecie wokół rocznicy bitwy. Rzeczywiście w obchodach krakowskich wzięli udział przedstawiciele polskiego społeczeństwa ze wszystkich trzech zaborów, przybysze z bliskich i dalekich krajów, z Rosji i Niemiec, z Francji, ze Stanów Zjednoczonych, z Brazylii. Wokół odsłoniętego pomnika Grunwaldu skupił się kwiat polskiej kultury: Henryk Sienkiewicz, kompozytor muzyki do „Roty” Feliks Nowowiejski, twórca pomnika Adam Wiwulski, Maria Konopnicka, Ignacy Paderewski, jeden z głównych fundatorów dzieła. Na cokole pomnika umieszczono napis: „Praojcom na chwałę – braciom na otuchę”. Deklamowane były okolicznościowe utwory Zygmunta Mosiewicza głoszącego w utworze „1410–1910”: „O Polsko moja! Znów cię teraz woła na bój co będzie przełomem stuleci jęk wydartego twoim synom sioła i płacz lękliwy katowanych dzieci”, lub Jana Meri w poemacie „Grunwald”: „Dziś, gdy nam słońce za chmury się skryło na dusz legły zwątpień czarne cienie niech o Dniu Wielkim przejasne wspomnienie będzie pociechą, pokrzepieniem, siłą”. Grunwald zaborców Rzecz ciekawa, Grunwald stał się odwołaniem przydatnym dla rosyjskiego zaborcy. Po wybuchu I wojny światowej wódz naczelny wojsk rosyjskich wielki książę Mikołaj Mikołajewicz wydał manifest wzywający Polaków do wspólnej walki z Niemcami, nawołując, „by nie zardzewiał miecz spod Grunwaldu”. Strona niemiecka także wspominała bitwę. Po zwycięstwie Paula von Hindenburga, odniesionym nad Rosjanami w 1914 r. na Mazurach, traktowała je jako wspaniały rewanż za klęskę poniesioną na tych ziemiach pół tysiąca lat wcześniej. Jako bitwa pod Tannenbergiem miała dawać zadośćuczynienie stronie niemieckiej, co później zostało uświetnione budową stosownego pomnika. Grunwald postępowy W czasach II Rzeczpospolitej bitwa grunwaldzka zajmowała stałe miejsce w podręcznikach szkolnych i w tradycji przekazywanej przez kolejne pokolenia. Ale oparty na nieco odmiennych podstawach ideologicznych był kolejny jej awans w oficjalnej doktrynie czasów PRL. Krzyżacy awansowali do roli przedstawicielstwa międzynarodowego imperializmu walczącego z postępowymi siłami Europy. Walka z zakonem stanowiła rozdział tysiącletniej walki z naporem germańskim. Jej kontynuację, celową, potrzebną, nawiązującą do wspólnej tradycji „obozu pokoju”, miał stanowić Pakt Warszawski, jako przykład współdziałania „bratnich państw” w dziele obrony (może nie tylko) zdobyczy socjalizmu. Rzeczywiście trudno było znaleźć w przeszłości bardziej odpowiedni przykład. Wojska ludów Związku Radzieckiego, więc skupiające Rosjan, Ukraińców, Białorusinów (wspominano nawet Mołdawian i Tatarów) wraz z Polakami, Czechami, „postępowymi” Niemcami (protoplastami mieszkańców NRD; niestety brakło tu Węgrów, jako że ich ówczesny król Zygmunt Luksemburski był sprzymierzeńcem krzyżaków), walczyły z odwiecznym wrogiem niosącym zagładę lub niewolę. Już w 1944 r. ustanowiony został przez ówczesne władze Polski Order Krzyża Grunwaldu dla upamiętnienia walki z Niemcami. Wśród zasług, które uzasadniały nadanie tego odznaczenia, wymieniano „bohaterstwo na polu walki lub w pracy podziemnej, dowodzenie oddziałem na polu bitwy lub w oddziale partyzanckim, zwycięskie prowadzenie większych operacji wojskowych, zasługi przy organizowaniu sił zbrojnych”. Do 1979 r., czyli niemal do końca PRL, nadano ponad 700 tys. Odznak Grunwaldzkich, symbolu „zjednoczonych Polaków, Litwinów, Czechów, Rusinów walczących z zaborczym wrogiem...”. Grunwald, jak pisał jeden z ideologów PZPR, „przez wieki stał się symbolem jedności Słowian, pomnikiem naszej sławy orężnej, hasłem nieustępliwej walki o każdy próg, walki zbrojnej o wyzwolenie...”. Stał się zatem także symbolem walki o postęp społeczny. W programach szkolnych bitwa grunwaldzka zajmowała nadal poczesne miejsce. Film zrealizowany przez Aleksandra Forda w oparciu o sienkiewiczowską (czy może bardziej długoszowską) wizję jej przebiegu zajmował jedno z ważniejszych miejsc w naszej kinematografii, ciesząc się przez wiele lat niesłabnącym powodzeniem. Bitwa była jednym z niewielu fragmentów przeszłości ocenianych jako wydarzenie wspaniałe, wręcz niezwykłe i korzystne, zarówno przez rządzących jak i rządzonych (co w ocenach historycznych nie miało miejsca zbyt często po II wojnie światowej). Nowe odczytania Tradycja bitwy grunwaldzkiej trwa i ma się dobrze także w Trzeciej Rzeczpospolitej. Obchody na polach bitwy, rajdy samochodowe i rowerowe, liczne wycieczki szkolne, konkursy, pojedynki rycerskie stanowią stałą obudowę dzisiejszej pamięci o Grunwaldzie. Trudno przewidzieć dalsze jej losy. Nasi litewscy sojusznicy przygotowują swoją filmową wersję filmu o bitwie. Zapewne będzie ona nieco odmienna od wizji Jana Długosza, Henryka Sienkiewicza i Aleksandra Forda. Miejmy nadzieję, że nie poróżni Litwinów i Polaków i będzie kolejnym przekazem mającym na celu dowartościowanie krajów budujących swą tradycję historyczną. Wspólna pamięć jest cementem spajającym wspólnoty ludzkie, te najmniejsze – rodzinne, lokalne, i te wielkie – państwowe, narodowe. Nie stanowi konstrukcji niezmiennej, ulega przekształceniom zgodnie z potrzebami swego czasu, z pragnieniami ludzi. Jej kolejne przekazy stanowią cenne źródła wiedzy dla historyków próbujących poznać potrzeby, wyobrażenia i poszukiwane wartości przez ludzi żyjących w różnych czasach i w różnych krajach. Pamięć o Grunwaldzie jest dobrym tego przykładem.
W 1910 roku w Krakowie miały miejsce uroczystości z okazji 500-lecia bitwy pod Grunwaldem. Z tej okazji 15 lipca na Placu Matejki odsłonięto - ufundowany przez Ignacego Paderewskiego - konny
- Bitwa pod Grunwaldem była wielkim zwycięstwem polsko-litewskiego oręża nad Zakonem Krzyżackim, który uznawano za jeden z najpotężniejszych zakonów rycerskich ówczesnej Europy. Była to również jedna z największych bitew średniowiecza – zaznaczył dr Andrzej Gładysz. Dodał, że "Grunwald był dowodem kunsztu dowódców tej kampanii, jak i samej bitwy, a następnie szansą na działania polskiej dyplomacji propagującej pojęcie tzw. wojny sprawiedliwej, które funkcjonuje do dziś".Historyk jednocześnie podkreślił, że ewentualna przegrana w 1410 r. mogłaby skutkować stratami terytorialnymi Polski oraz opóźnieniem rozwoju kraju, także znacznym pogorszeniem sytuacji geopolitycznej, zwłaszcza Wielkiego Księstwa wielu publikacji poświęconych bitwie grunwaldzkiej istnieją fakty, o których mówi się rzadziej. Jak podkreślił historyk KUL, "wojna polsko-krzyżacka rozpoczęła się już w roku 1409. Wtedy to Krzyżacy starali się uzyskać od Jagiełły zapewnienie, że nie włączy się w konflikt krzyżacki z Litwą. Król Polski oczywiście nie dał takiego zapewnienia".Dr Andrzej Gładysz podkreślił również znaczący udział polskiego Kościoła. Dostojnicy kościelni wystawili chorągwie prywatne, niektórzy osobiście brali udział w bitwie. Zgodnie z przekazem Jana Długosza, przyszły kapłan – Zbigniew Oleśnicki, uratował króla Władysława Jagiełłę przed rycerzem Zakonu, który chciał go zabić. Niezwykłą rolę odegrała również kościelna dyplomacja na soborze w Konstancji w latach 1414-1418, podczas którego na skutek zaangażowania polskiej strony reprezentowanej przez ks. Pawła Włodkowica, papieska komisja przyznała rację Polakom w sporze z Pamięć o Grunwaldzie zawsze była elementem podtrzymywania patriotyzmu, również w okresie rozbiorów. 500. rocznica w 1910 r. była okazją do manifestacji narodowych. Dobrze, że dzisiaj na nowo pamiętamy o Grunwaldzie – dodał ekspert KUL. Podkreślił rolę corocznych kostiumowych inscenizacji na polach grunwaldzkich w edukacji współczesnych młodych ludzi: - Osobiście bardzo cenię ruchy inscenizacyjne jako nowoczesną formę przekazywania wiedzy historycznej, która szybko trafia do bitwie pod Grunwaldem 15 lipca 1410 r. starły się wojska polsko-litewskie oraz siły Zakonu Krzyżackiego i jego zwolenników. Ogółem wzięło w niej udział 141 chorągwi po obu stronach konfliktu. Bitwa zakończyła się znaczącym zwycięstwem strony polskiej i śmiercią wielkiego mistrza krzyżackiego Ulricha von utworzenia: 15 lipca 2022, 15:20Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie znajdziecie tutaj. 50 litów, 600 rocznica bitwy pod Grunwaldem, 2010. 9 lipca, 2010 srebrna moneta kolekcjonerska wyemitowana z okazji 600. rocznicy bitwy pod Grunwaldem, która Był złym człowiekiem – mówią ci, którzy znali i pracowali z reżyserem „Krzyżaków” Aleksandrem Fordem. W marcu 1968 r. Forda dopadła antysemicka nagonka. W nocy 4 kwietnia 1980 r. 72-letni reżyser Aleksander Ford usiadł przy biurku w małym hotelu Naples na Florydzie i napisał krótki tekst. Kiedy skończył, włączył magnetofon i nagrał do żony i córki parę słów na taśmie. – Taki jestem, a właściwie taki byłem – zakończył niskim, głębokim głosem. „Na całej swojej drodze nie spotkałem człowieka tak bezwzględnie cwanego jak Ford. Myślę, że mogę o nim to śmiało napisać, gdyż wiem, ilu ludzi, ile pomysłów i ile filmów zmarnował ten najbardziej cwany oportunista” – wspominał Marek Hłasko w „Pięknych dwudziestoletnich”. Poznali się przy okazji ekranizacji powieści Hłaski „Ósmy dzień tygodnia”. Fordowi odradzano to przedsięwzięcie, ale uznał, że dokona „odhłaszczenia” polskiego filmu. Prawda jest taka, że Hłasko, enfant terrible polskiej literatury, był bardzo modny. A Forda interesowały wszelkie nowe trendy. Dobiegał pięćdziesiątki i chciał trzymać rękę na pulsie. Jego nowatorska w formie „Piątka z ulicy Barskiej”, gdzie za szerzącą się przestępczość Ford obwinił młodzież z wojennego podziemia, zaledwie parę lat wcześniej zdobyła za reżyserię nagrodę w Cannes, więc Ford płynął na fali popularności. Ale na ekranizacji Hłaski się przejechał. Mówiono, że nie wyczuł subtelności opowiadania i stworzył obraz na podstawie własnych wyobrażeń o bolączkach młodzieży. Hłasko stwierdził: „Z filmu wyszło g.... Ford zrobił film na temat, że ludzie się nie mają gdzie rżnąć – wspominał – co oczywiście nie jest prawdą; rżnąć można się wszędzie”. Władza też nie była zachwycona. Władysław Gomułka nie mógł znieść pesymistycznej wymowy filmu, tułającego się bez celu bohatera i tego, że „wszyscy ciągle piją wódkę”, więc wycofał zgodę na emisję. „Ósmy dzień tygodnia” przeleżał na półce 25 lat, do 1983 r. A Aleksander Ford, ulubieniec władzy, znalazł się w niełasce. A jeszcze niedawno mógł wszystko. Znał całą wierchuszkę partii z Bierutem na czele. Popierał go sam Jakub Berman, jedna z najważniejszych postaci PZPR, członek komisji do spraw bezpieczeństwa, który kazał wysyłać do więzień i na śmierć żołnierzy AK. Z takimi przyjaciółmi Ford czuł się wszechmocny. To jemu łódzka szkoła filmowa zawdzięczała nowoczesne kamery, które kazał sprowadzić z wytwórni w Babelsbergu pod Poczdamem, gdzie w czasie wojny naziści kręcili filmy antysemickie, a po wojnie o przygodach Winnetou. To on się uparł, żeby stworzyć zespoły filmowe, takie jak Studio. I była to jedyna rzecz, za którą filmowcy byli mu wdzięczni. Ford studiował historię sztuki, ale film interesował go bardziej. Jeszcze w latach 30. stworzył kilka krótkometrażowych obrazów na tematy społeczne: „Legion ulicy” – o warszawskich gazeciarzach, „Ludzi Wisły” – o społeczności wodniaków czy nagraną w jidysz „Drogę młodych” o dzieciach chorych na gruźlicę z sanatorium w Miedzeszynie. Film – jak wspominał krytyk Tadeusz Lubelski – wychodząc poza ramy klasycznego dokumentu, zachwycił wielu zagranicznych reżyserów, w tym samego Luisa Buñuela, bo Ford był samorodnym talentem: kreatywny, oryginalny, a wychodząc z kamerą na ulicę, wyprzedzał nawet włoskich neorealistów. – Gdyby wtedy przybył do Hollywood, byłby nie tylko Goldwynem amerykańskiego filmu, ale Goldwynem-Meyerem razem – mówił amerykańskie publicysta David Halberstam. Zanim przyszła wojna, był już wojującym komunistą – działaczem Komunistycznej Partii Polski i Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom, a we wrześniu 1939 r. „podpisał się” pod sowiecką aneksją wschodniej części Polski i stawił w Mińsku do dyspozycji ekip kręcących materiał z triumfalnego pochodu Armii Czerwonej przez polskie ziemie. Nie wstąpił do armii Andersa, tylko jako młody, zdolny, dyspozycyjny porucznik, który dobrze rozumiał potrzeby nowej władzy ludowej i umiał się przypodobać, został kierownikiem Czołówki Filmowej Wojska Polskiego przy I Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, która tworzyła się w Sielcach nad Oką. Filmował przemówienia Wandy Wasilewskiej, Zygmunta Berlinga, Karola Świerczewskiego, dokumentował tworzenie się polskiej armii, tuż po wyzwoleniu nakręcił przejmujący obraz „Majdanek – cmentarzysko Europy”. Był bardzo gorliwy, więc wyznaczono mu rolę oficera oświatowego. Miał być jednym z tych namaszczonych przez Stalina, którzy stworzą w Polsce nowe elity władzy. Stalin znakomicie zdawał sobie sprawę z propagandowo-wychowawczej siły filmowego przekazu, więc Fordowi – już w randze pułkownika – w 1945 r. powierzono funkcję dyrektora Filmu Polskiego. Natychmiast urósł we własnych oczach i dał to odczuć swojemu środowisku. – Jeśli przed wojną był po prostu kolegą – wspominała inna zasłużona komunistka, reżyser Wanda Jakubowska – to po wojnie stał się dla nas Pułkownikiem. Był niemal panem życia i śmierci polskich filmowców i bez skrupułów korzystał z tej władzy, eliminując konkurencję. – Ford był niezwykle współczujący i życzliwy każdemu, kto nie dawał sobie rady i tonął. Na przykład tonął w basenie – ironizował prof. Edward Zajiček, wykładowca PWSTiF w Łodzi. – Ale jak zobaczył, że ktoś samodzielnie pływa i to jeszcze szybciej od niego, to nie daj Boże. Pomagał tylko słabszym od siebie, podporządkowując ich sobie całkowicie. W książce „Poza ekranem. Kinematografia polska 1918-1991” Edward Zajiček pisze, że Ford tak długo nakazywał robić poprawki, aż zniechęcony scenarzysta zgadzał się sprzedać mu swój scenariusz za grosze. W ten sposób na przykład „odkupił” od Ludwika Starskiego projekt filmu o Januszu Korczaku i od Stanisława Urbanowicza pomysł na „Moniuszkę”. Ta sztuczka nie udała się z ekranizacją wspomnień Władysława Szpilmana „Śmierć miasta 1939-1945”, więc nie pozwolił na skierowanie projektu do produkcji. – Był po prostu obsesyjnie zazdrosny – twierdzi reżyser Kazimierz Kutz. W 1946 r. Ford utrącił projekt ekranizacji „Placówki” Bolesława Prusa, który chciał realizować zdolny reżyser Jerzy Gabryelski. Ale na tym się nie skończyło. Ponieważ Gabryelski miał także zamiar walczyć o emisję swojego filmu o powstaniu warszawskim, bo towarzyszył powstańcom z kamerą przez wszystkie 63 dni walki, Ford go zadenuncjował. Nie dość, że wyrastał mu zdolny konkurent, to jeszcze czarny reakcjonista. Gabryelski znalazł się w stalinowskim więzieniu, gdzie spędził trzy miesiące. Przeżył tortury, a po wyjściu nie pozwolono mu już robić filmów fabularnych. W 1965 r. wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Inny z szykanowanych przez reżysera artystów, Antoni Bohdziewicz, w końcu nie wytrzymał i odsunięty od prowadzenia kursu dla przyszłych filmowców napisał do Forda: „Jest Pan złym dyrektorem przedsiębiorstwa i tego nie da się dłużej schować pod korcem… Panie Aleksandrze, Pan wcale nie posiada zdolności organizowania, kierowania, rządzenia, jest Pan zmienny, kapryśny, chwiejny, łatwo Pan ulega złudzeniom (że wszystko jest dobrze), bardzo często bierze Pan fikcję za rzeczywistość”. Mocodawcy Forda też się szybko zorientowali, że w Filmie Polskim źle się dzieje. Ford kierował do realizacji bardzo niewiele scenariuszy. Kontrola Rady Państwa ujawniła też, że w zarządzanym przez Forda przedsiębiorstwie fałszowano dokumenty i wypłacano na lewo pensje. W 1947 r. reżyser został więc odsunięty od kierowania Filmem Polskim, ale nadal kręcił filmy. W 1948 r. powstała wielokrotnie przemontowywana „Ulica Graniczna”, nazwana przez Marię Dąbrowską antypolską, o trudnych polsko-żydowskich relacjach, którą z obawy o antysemickie reakcje Ford nakręcił w Czechosłowacji. Jego władza i wpływy w kinie nadal były ogromne. Do przezwiska Pułkownik doszły więc kolejne: Car i Dyktator. Był początek sierpnia 1959 r., gdy w malowniczych plenerach Malborka i Starogardu Gdańskiego rozłożyło się filmowe miasteczko z tysiącem statystów i ponad 300 końmi. Ekipa filmowa z reżyserem Aleksandrem Fordem, wyposażona w najnowocześniejszy sprzęt, w tym kupione specjalnie na tę okazję szerokokątne obiektywy, przystąpiła do realizacji „Krzyżaków”. Film – jeden z pierwszych kolorowych w polskiej kinematografii – postanowiono kręcić na amerykańskiej taśmie Eastman, żeby nie korzystać z niemieckiej Agfy, w myśl zasady: „nie będzie Niemiec pluł nam w twarz” – ani ten walczący mieczem w średniowieczu, ani ten posiadający najnowszą technologię. Film by nie powstał, gdyby nie życzenie Władysława Gomułki. Zbliżała się 550. rocznica bitwy pod Grunwaldem i Gomułka doszedł do wniosku, że to znakomita okazja do antyniemieckiej propagandy. Niemcy zachodnie, z prezydentem Konradem Adenauerem, jeszcze się wahały z uznaniem naszej granicy na Odrze i Nysie, więc warto było przypomnieć Polakom, że wciąż stanowią zagrożenie. Krzyżacy – których uważano za protoplastów nazistów, znakomicie nadawali się do tego, żeby utrwalić wizerunek złego Niemca, który od tysiąca lat niszczy Polskę. Na ekranizację prozy Sienkiewicza Ford dostał 30 milionów złotych, tyle, ile wystarczyłoby na 11 innych filmów. Dzień i noc pracowały setki konsultantów, przygotowano 18 tysięcy kostiumów. Film powstał w niecały rok, i tak jak planowano, pierwszy pokaz odbył się w łódzkiej Hali Sportowej w 550. rocznicę bitwy pod Grunwaldem 15 lipca 1960 r. Tylko w ciągu czterech miesięcy obejrzało go 2 mln widzów. Aktorzy, a szczególnie statyści, byli zachwyceni „miłym panem” reżyserem. Ford dobrze wiedział, czego wymagać od aktora i jak zagadać do wózkarza, żeby pracował jak w amerykańskim filmie – wspomina w filmie Stanisława Janickiego „Kochany i nienawidzony” Beata Tyszkiewicz. Wiedział na przykład, że żona wózkarza ma na imię Gabriela i że zwichnęła nogę, więc gdy go o to pytał, ten zwykły wózkarz rozpływał się w zachwytach. A to był tylko trik. Mieczysław Kalenik, czyli Zbyszko z Bogdańca, wspominał: – Na każdą moją propozycję aktorską mówił: „Mieteczku, bardzo dobrze, bardzo dobrze. Tylko wiesz, bo mnie to się nie będzie w ogóle zgadzało w obrazie. Musisz się tutaj zatrzymać i dopiero w takiej sytuacji rób to, o czym mówisz”. Miałem poczucie, że wiele proponuję, a tak naprawdę poddawałem się za każdym razem sugestiom Aleksandra Forda. Wielka sztuka reżyserowania… Potwornie naraził się Fordowi krytyk Krzysztof Teodor Toeplitz, szydząc z gumowych mieczy i plastikowych zbroi rycerzy, więc gdy podczas zabawy sylwestrowej podszedł, żeby złożyć reżyserowi najlepsze życzenia, ten odpalił: „A ja panu niczego dobrego nie życzę”. Był zajadły i pamiętliwy – wspominał Toeplitz. Ford spełnił nadzieje, jakie pokładała w nim władza, i po kompromitacji z „Ósmym dniem tygodnia” w pełni się zrehabilitował. Nikogo to nie dziwiło. Już parę lat wcześniej Leopold Tyrmand w „Dzienniku 1954”, odnosząc się do „Piątki z ulicy Barskiej”, pisał, że Ford jest koniunkturalistą i że dla nagród i zaszczytów zrobi wszystko. „Jego głównym celem są wyjazdy do Cannes, dobra materialne, własne możnowładztwo w Łodzi, polsko-komunistycznym Hollywoodzie na jego miarę. Ford ma metodę – pisał Tyrmand – potrafi tak skumulować fałsz, że nic się odkłamać nie daje, trzeba umieć przekreślić całość, a to dla prostego człowieka nie takie proste, bowiem Ford tu i ówdzie wsadzi jakiś ozdobnik, jakieś wesele, jakiś korowód pełen filmowej dynamiki, i szary człowiek macha ręką na cuchnące kłamstwo, zadowolony, że coś miga, coś się kręci”. Po „Krzyżakach” Ford miał przed sobą jeszcze osiem lat spokoju. Aż w marcu 1968 r. rozpętała się antysemicka nagonka. A Ford był Żydem. Nazywał się Mosze Lifszyc, był synem biednego majstra z łódzkiej fabryki włókienniczej i zrobił w życiu wszystko, żeby samemu nie doświadczyć biedy. Uwielbiał luksus, dobre samochody i piękne kobiety, które lgnęły do niego, mimo że miał nie więcej niż 160 cm wzrostu i z wyglądu – jak pisał jeden z zagranicznych reporterów – przypominał Groucho Marxa. Kiedy zbierał hołdy za „Krzyżaków”, był już po raz drugi żonaty z młodszą o 30 lat amerykańską aktorką Eleanor Griswold. Swoją pierwszą żonę Janinę Wieczerzyńską, którą poznał w Rosji, nad Oką, (została tam wywieziona z Lublina), po kilkunastu latach małżeństwa wyrzucił z domu, każąc jej zamieszkać w hotelu. Ich syn – Aleksander junior – nigdy mu tego nie wybaczył. Z Eleanor związał się w atmosferze skandalu. Amerykanka była wówczas żoną krytyka filmowego Zygmunta Kałużyńskiego, ale zostawiła go dla Forda. I to ona poradziła mu, żeby wyjechali z Polski, gdy Fordowi odebrano legitymację partyjną, rozwiązano Zespół Studio i wstrzymano produkcję jego filmu „Doktor Korczak”. – Ekipa robotników rozebrała dekoracje w popłochu, w ciągu jednej nocy i to był przejmujący widok – wspominał Andrzej Wajda. Gdy Ford w kompletnym szoku zastanawiał się, co robić, środowisko filmowców milczało. Nikt się nie ujął za „wichrzycielem”. Ludzie nie tylko nie chcieli się narażać, ale wielu czuło satysfakcję, że wreszcie powinęła mu się noga. Za radą Eleanor w 1968 r. Ford pozbawiony możliwości reżyserowania wyjechał z Polski. Próbował osiąść w Izraelu, Niemczech, Austrii. W końcu wybrał Kopenhagę, ale nigdzie nie mógł się odnaleźć. Dlatego postanowił wrócić, ale zgody na powrót odmówił mu ponoć osobiście sam Edward Gierek. Na emigracji nakręcił jeszcze dwa uznane za słabe filmy, zaczął wpadać w coraz głębszą depresję. Eleanor źle to znosiła. Po jego pierwszej próbie samobójczej zabrała trójkę ich dzieci (dwie córki i syna) i wyjechała do Stanów. Wkrótce potem wystąpiła o separację. Ford odwiedzał rodzinę w Naples na Florydzie, ale nie mógł już nawiązać więzi ani z żoną, ani z dziećmi. 14 lutego 1980 r. odbyła się jego rozprawa rozwodowa, a sześć tygodni później, 4 kwietnia o 4 nad ranem Ford nagrał pożegnalną taśmę adresowaną do rodziny i w tanim hotelu Suntide w Naples popełnił samobójstwo. Pokojówka znalazła go wiszącego na żyrandolu. Na stole leżało 100 dolarów i kartka: „Odchodzę, proszę po mnie posprzątać”. Korzystałam z: Janusz Skwara – „Zerwany film. Szkice do portretu Jerzego Gabryelskiego”, Nowy Jork, 1999 r. Edward Zajiček „Poza ekranem. Kinematografia polska 1918-2013”, Filmoteka Narodowa, 1992 r., film „Kochany i nienawidzony. Dramat życia i śmierci twórcy „Krzyżaków” w reż. Stanisława Janickiego, 2002 r. MARTA GRZYWACZ. Dziennikarka, autorka książki „Obrońca skarbów. Karol Estreicher – w poszukiwaniu zagrabionych dzieł sztuki".„Fot. Andrzej Kossobudzki-Orłowski/Fotonova, Edward Hartwig/Filmoteka Narodowa, archiwum prywatne”
Tego nie wiesz o "Bitwie pod Grunwaldem" - Sztuka. Najpopularniejszy obraz w Polsce. Tego nie wiesz o "Bitwie pod Grunwaldem". "Cała armia krzyżacka przestała istnieć. Pogoń polska zdobyła też ogromny obóz krzyżacki, a w nim, prócz niedobitków, nieprzeliczoną ilość wozów wyładowanych pętami na Polaków i winem przygotowanym na
Dla Aleksandra Forda koniec lat 50. nie był specjalnie udany. Słynny reżyser, nazywany jeszcze niedawno carem polskiego kina, tracił grunt pod nogami. Jeszcze do niedawna był rozgrywającym w polskiej kinematografii, decydował o tym, kto padnie, a kto osiągnie sukces. To jemu pozwolono nakręcić jeden z pierwszych polskich kolorowych filmów – „Piątkę z ulicy Barskiej” (1954), nagrodzony potem na festiwalu w Cannes. Teraz jednak ugruntowaną pozycję Forda atakowali byli uczniowie, Andrzej Wajda, a jego najnowszy film „Ósmy dzień tygodnia” (1958) trafił na 25 lat na półki. Adaptacja słynnego opowiadania Marka Hłaski była pierwszą po wojnie koprodukcją z kinematografią zachodnioniemiecką. Z trudnej sytuacji wyciągnęła reżysera 550. rocznica bitwy pod Grunwaldem. Piętnaście lat po wojnie poczucie zagrożenia ze strony Niemiec ciągle było duże. Wprawdzie komunistyczna NRD uznała polskość Ziem Odzyskanych, ale Niemcy Zachodnie wcale się z tym nie spieszyły. Obrona tych terenów była zresztą tym, co partia umiejętnie wykorzystywała, stale przypominając o niemieckim zagrożeniu. Pomóc w tym miało kino, a powieść Henryka Sienkiewicza była wręcz idealnym dziełem dla podsycania powszechnych lęków. Fordowi przyznano ogromny budżet i zezwolono na użycie kolorowej taśmy Kodaka. Dotąd filmy kręcono na poniemieckich materiałach zagrabionych przez Rosjan w Berlinie. Ale ani Łódź, ani Warszawa nie miały laboratorium do obróbki takiej taśmy, wysyłano ją więc samolotem do Paryża. Źródło: Newsweek_redakcja_zrodlo 17 lipca, w sobotę odbędą się uroczyste obchody rocznicy bitwy pod Grunwaldem. Ze względów pandemicznych nie odbędzie się jednak inscenizacja wydarzenia. PKO Ekstraklasa, 1. kolejka Koniec meczu 2022-07-17 12:30 Radomiak Radom Miedź Legnica Dziękujemy za śledzenie naszej relacji i życzymy udanej niedzieli! Za tydzień Radomiak pojedzie do Mielca na mecz ze Stalą, natomiast Miedź Legnica na własnym stadionie podejmie Lecha Poznań. Oceny piłkarzy po meczu Radomiak Radom - Miedź Legnica (w skali 1-6):Radomiak Radom Gabriel Kobylak - 3Mateusz Grzybek - 3, (Dariusz Pawłowski - 3)Raphael Rossi - 4Mateusz Cichocki - 3, (Pedro Justiniano - 3)Dawid Abramowicz - 5Daniel Łukasik - 3Thabo Cele - 4Filipe Nascimento - 3, (Michał Feliks - 3)Leandro - 4, (Lisandro Semedo - 4)Roberto Alves - 4Luis Machado - 3, (Daniel Pik - 2) Miedź Legnica Paweł Lenarcik - 3Jens Martin Gammelby - 3Nemanja Mijusković - 1Jon Aurtenetxe - 3Hubert Matynia - 3Szymon Matuszek - 3Maciej Śliwa - 4, (Olaf Kobacki - bez oceny)Chuca - 4, (Levent Gulen - 3)Maxime Dominguez - 3, (Jeronimo Cacciabue - 3)Kamil Zapolnik - 3, (Michael Kostka - bez oceny)Angelo Henriquez - 3, (Koldo Obieta - 3) Radomiak w drugiej połowie był zdecydowanie lepszy, ale nie potrafił wygrać tego spotkania. Jeśli chodzi o gości to warto pochwalić przede wszystkim młodego Macieja Śliwę za piękną bramkę. Koniec meczu w Radomiu! Radomiak po dobrym meczu remisuje z Miedzią Legnica 1:1. Dawid Abramowicz zagrał w pole karne Miedzi na głowę Mateusza Grzybka, a ten uderzył tuż nad poprzeczką! Koldo Obieta został ukarany żółtą kartką. Do podstawowego czasu gry arbiter doliczył co najmniej cztery minuty. Hubert Matynia został ukarany żółtą kartką za grę na czas. Miedź Legnica praktycznie tylko się broni, ale wciąż utrzymuje remis. Końcówka meczu jest bardzo interesująca. Radomiak walczy o zwycięskiego gola, ale goście teraz mądrze się bronią. Natomiast Michael Kostka pojawił się w miejsce Kamila Zapolnika. Dwie zmiany w szeregach gości. Olaf Kobacki zmienił Macieja Śliwę Dawid Abramowicz dostał piłkę po lewej stronie boiska, wpadł w pole karne i potężnym strzałem w samo okienko bramki pokonał Pawła Lenarcika! GOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOL!!!!!!!! Pięknym trafieniem Dawid Abramowicz doprowadza do wyrównania!!! Roberto Alves uderzył z rzutu wolnego w mur graczy Miedzi. Ostry faul tuż przed polem karnym Miedzi Legnica i gospodarze będą mieli znakomitą szansę na wyrównanie! Natomiast Pedro Justiniano pojawił się w miejsce Mateusza Cichockiego. Ostatnie dwie zmiany w składzie gospodarzy. Dariusz Pawłowski zmienił Mateusza Grzybka Maciej Śliwa sfaulował rywala w polu karnym Radomiaka i do tego sam ucierpiał. Natomiast Jeronimo Cacciabue pojawił się w miejsce Maximea Domingueza. Dwie zmiany w Radomiaku Radom. Koldo Obieta zmienił Angelo Henriqueza W drużynie Radomiaka Radom Lisandro Semedo pojawia się w miejsce Leandro. Roberto Alves stanął przed szansą na bramkę wyrównującą, ale gracz Radomiaka trafił tylko w słupek bramki rywali! Leandro został ukarany żółtą kartką. Leandro oddał strzał z dystansu, ale trafił w jednego z obrońców rywali będącego w polu karnym. W drużynie Miedzi Legnica Levent Gulen zmienił Chucę. Nemanja Mijusković zostaje ukarany drugą żółtą kartką i musi opuścić boisko! Natomiast Michał Feliks pojawił się za Filipe Nascimento. Dwie zmiany w Radomiaku Radom. Daniel Pik zmienił Luisa Machado Po dośrodkowaniu z prawej strony boiska piłka trafiła nieco za plecy Macieja Śliwy, ale ten cudownym strzałem przewrotką wpakował piłkę do bramki rywali! GOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOL!!!!!!! Maciej Śliwa otwiera wynik spotkania piękną przewrotką! Filipe Nascimento dostał piłkę w polu karnym Miedzi, ale uderzył wprost w bramkarza! Chuca zdecydował się na strzał z dystansu i z ogromnymi problemami interweniował Gabriel Kobylak! Druga strona pola karnego, Dawid Abramowicz popędził skrzydłem i dośrodkował w pole karne, ale wprost w ręce Pawła Lenarcika. Zagranie z rzutu wolnego zupełnie nieudane i od bramki rozpocznie Paweł Lenarcik. Leandro popędził prawą stroną boiska i wywalczył rzut wolny blisko pola karnego rywali. Rozpoczynamy drugą połowę meczu! Piłkarze obu zespołów wracają na murawę stadionu w Radomiu. Za moment wznowimy rywalizację. Na relację z drugiej części spotkania zapraszamy już za kilkanaście minut. Koniec pierwszej połowy meczu w Radomiu. Do przerwy bezbramkowy remis. Luis Machado popędził z kontratakiem, ale w ostatnim momencie zagrał pod nogi rywala. Chuca został ukarany żółtą kartką za faul w środku pola. Ponownie zakotłowało się pod bramką Miedzi, ale teraz żaden z graczy gospodarzy nie zdołał dojść do pozycji strzeleckiej. Leandro popędził prawą stroną boiska, wpadł w pole karne Miedzi, ale tam łatwo stracił piłkę. Kolejne dośrodkowanie w pole karne gości, ale tam pewnie interweniował Paweł Lenarcik. Dośrodkowanie z rzutu rożnego trafiło do Filipe Nascimento, ale ten uderzył bardzo niecelnie. Leandro dostał piłkę w polu karnym Miedzi, oddał strzał wprost w bramkarza, ale zawodnik gospodarzy był na ewidentnym spalonym. Dawid Abramowicz znowu popędził skrzydłem, ale zagrał niedokładnie. Szybki kontratak Radomiaka, ale w decydującym momencie Leandro stracił piłkę. Uderzenie z rzutu wolnego trafiło wprost w mur. Nemanja Mijusković został ukarany żółtą kartką za faul tuż pod własnym polem karnym. Dynamiczna akcja gospodarzy, Dawid Abramowicz dośrodkował z lewej strony do Luisa Machado, ale ten uderzył bardzo niecelnie. Kamil Zapolnik ucierpiał po starciu z jednym z rywali. Nieco uspokoiła nam się sytuacja boiskowa. Oba zespoły rozgrywają piłkę w środku pola. Znakomite dośrodkowanie ze skrzydła w pole karne Miedzi trafiło do Raphaela Rossiego, ten uderzył mocno, ale minimalnie niecelnie! Dawid Abramowicz dostał piłkę po lewej stronie boiska, zagrał w pole karne rywali, ale tam gospodarze wybili piłkę na rzut rożny. Zagranie w pole karne Radomiaka, ale tam żaden z graczy gości nie zdołał dopaść do piłki. Nie ma rzutu karnego dla Radomiaka! Filipe Nascimento upadł w polu karnym, podniósł się krzyk piłkarzy i kibiców, ale arbiter nie zdecydował się podyktować rzutu karnego, ale arbiter na pewno sprawdzi sytuację w systemie VAR. Na razie Miedź Legnica wciąż utrzymuje się na połowie rywali, ale teraz Radomiak już prezentuje szczelniejszą obronę. Znakomicie rozpoczęła to spotkanie Miedź Legnica. Po ofensywnej akcji piłka trafiła do Chuci, ten uderzył mocno i świetną interwencją popisał się Gabriel Kobylak! Rozpoczynamy niedzielne granie w 1. kolejce PKO Ekstraklasy! Piłkarze obu zespołów pojawiają się już na murawie stadionu w Radomiu. Za chwilę rozpoczniemy rywalizację. Natomiast tak prezentuje się skład Miedzi Legnica: Oto skład Radomiaka Radom na pierwszy mecz w tym sezonie w PKO Ekstraklasie: Po raz ostatni oba zespoły mierzyły swoje siły jeszcze w rozgrywkach Fortuna 1. Ligi w sezonie 2020/21. Wtedy w Radomiu wygrała Miedź 2:0, natomiast w Legnicy triumfował Radomiak po skromnym zwycięstwie 1:0. Natomiast Miedź Legnica w letniej przerwie wygrała z Zagłębiem Lubin 1:2 oraz przegrała z Wartą Poznań 0:1 i Slovanem Liberec aż 0:3. W okresie przygotowawczym Radomiak rozegrał aż sześć sparingów. Radomiak wygrywał z Worskłą Połtawa 2:1 i Arką Gdynia 3:2, natomiast przegrał z Górnikiem Łęczna 0:1, Lechią Gdańsk 1:2, Koroną Kielce 0:1 i również z Worskłą Połtawa 1:2. Natomiast Miedź Legnica w wielkim stylu wygrała rozgrywki Fortuna 1. Ligi. Beniaminek już na kilka kolejek przed końcem sezonu zapewnił sobie awans do PKO Ekstraklasy. Dzisiaj trafia na dobrego rywala, bo Radomiak nie jest uważany za ligowego potentata. Radomiak poprzedni sezon kończył w cieniu afery związanej ze zwolnieniem trenera Dariusza Banasika. Radomiak po fantastycznej jesieni złapał dużą zadyszkę na wiosnę, jednak zwolnienie miało dużo większe podłoże. Witamy serdecznie! W pierwszym niedzielnym meczu 1. kolejki PKO Ekstraklasy sezonu 2022/23 Radomiak Radom u siebie podejmie beniaminka, Miedź Legnica. Na relację na żywo z tego spotkania zaprasza Państwa Bartosz Głąb. Po raz 25. na polach pod Grunwaldem będzie można zobaczyć inscenizację bitwy z 1410 roku. To historyczne wydarzenie, które przyciąga 1,5 tys. rekonstruktorów z różnych zakątków świata, odbędzie się już dziś, ale tydzień średniowiecza na Warmii i Mazurach rozpoczął się już w środę.
Kulminacyjnym punktem tegorocznych obchodów Dni Grunwaldu była kolejna inscenizacja Bitwy pod Grunwaldem. Historyczna inscenizacja jest sztandarowym wydarzeniem Warmii i Mazur i największą imprezą poświęconą średniowieczu w lipca 1410 roku Pola Grunwaldzkie były świadkiem zwycięstwa wojsk polsko-litewskich nad armią krzyżacką, które uczyniło Królestwo Polskie mocarstwem i stało się spoiwem pierwszej unii w przez wieki był symbolem nie tylko polskim, ale i europejskim.— 612 lat temu sprzymierzone ludy młodej Europy — Polacy, Litwini, Łotysze, Czesi, późniejsi Ukraińcy i Białorusini — stanęły ramię w ramię w obronie suwerenności swoich państw — mówił podczas uroczystości Gustaw Marek Brzezin, marszałek województwa warmińsko-mazurskiego. I dodał: — O ich zwycięstwie zdecydowała niezwykła waleczność, umiejętność współdziałania oraz wielki patriotyzm sojuszniczych wojsk. Zwycięstwo pod Grunwaldem sprawiło, że kraje dotychczas peryferyjne znalazły się w centrum uwagi. Pokonanie zakonu krzyżackiego wprowadziło Polaków do grona najważniejszych, najbardziej wpływowych narodów kontynentu europejskiego. Królestwo Polskie wyrosło na mocarstwo, które miało przed sobą perspektywę ciągłego wzrostu w międzynarodowej hierarchii. Z kolei sojusznicza Litwa wywalczyła sobie miejsce w zachodniej cywilizacji. Bitwa na długie lata stała się symbolem chwały oręża polskiego, który przez wieki przepełniał dumą i krzepił serca Polaków. W ciągu 123 lat zaborczej niewoli pomagał uwierzyć, że w chwili największego zagrożenia stać nas na wiele. Grunwald stał się także symbolem walki z widowiskowych zmaganiach uczestniczyło ponad 1000 rekonstruktorów oraz miłośników średniowiecza z całego świata – z Niemiec, Włoch, Francji, Finlandii, Czech, Słowacji czy Węgier. Inscenizację oglądało ponad 40 tysięcy
.
  • kdk9wk3uho.pages.dev/353
  • kdk9wk3uho.pages.dev/220
  • kdk9wk3uho.pages.dev/94
  • kdk9wk3uho.pages.dev/57
  • kdk9wk3uho.pages.dev/376
  • kdk9wk3uho.pages.dev/112
  • kdk9wk3uho.pages.dev/285
  • kdk9wk3uho.pages.dev/125
  • kdk9wk3uho.pages.dev/244
  • 550 rocznica bitwy pod grunwaldem